Żar w Żarkach
Sobota, 14 sierpnia 2010
· Komentarze(0)
Ostatnia wycieczka rowerowa miała być ukoronowaniem urlopu w Browarku. W ramach przygotowań znalazłem i wydrukowałem kilka tras rowerowych, jednak ze względu na długość lub odległość od naszego domku nie udało się nic objeździć. Postanowiłem to zmienić, wybrałem Trasę Rowerową nr III. Planowałem wyruszyć o świcie i spotkać się z rodzinką i Przyjaciółmi w Żarkach na słynnym targowisku (tutaj proszę link do strony Urzędu Miasta i Gminy Żarki, która jest fatalna i trzeba się sporo naklikać, żeby dowiedzieć się dlaczego ten targ taki słynny). Plany zostały pokrzyżowane przez pogodę, nad ranem burza, potem deszcz, o świcie mżawka. Ostatecznie wyruszyłem troszkę po 8 rano z myślą, że orientacyjne 70-parę kilometrów zrobię w około 3,5h. Jak się okazało, byłem w błędzie...
Trasa rowerowa nr III jest ewidentnie nastawiona na wspaniałe widoki, często jednak jest to okupione wyborem "mało optymalnej" drogi (np. ostry podjazd żeby zobaczyć kawałek dolinki, po czym zjazd fatalną ścieżką). Inne fragmenty są śliczne wymagają jednak znacznego wysiłku. Przykładem jest Dolina pod Damiakiem, między Mzurowem a Gorzkowem Starym. Po nocnej ulewie lessowa gleba była śliska, do tego masę kałuż z których jedną uwieczniłem na zdjęciu. Przepchałem rower nogami maszerując po skarpie, łańcucha i wózka nie było widać pod wodą. W takich warunkach od razu zaczęły parować okulary, więc je odwiesiłem na kierownicę. Jakiś czas później, ciągle walcząc z glinką wywinąłem orła więc dojazd do asfaltu był wybawieniem. Tylko że okulary go nie doczekały, gdzieś je zgubiłem, wróciłem kawałek ale niestety nie znalazłem.
Dalej trochę asfaltu, w Ludwinowie ciekawe domki - podłużne budynki z których połowa jest z drewna a druga z kamienia, niestety nie udało się cyknąć fotki bo przed każdym domkiem siedział jakiś dziadek. Potem koniec asfaltu, ścieżka polna, dziurawa i piaszczysta, potem las, w lesie Pustelnia w Czatachowej pod wezwaniem Ducha Świętego. Przed pustelnią ksiądz i zakonnik prowadzili płomienną dysputę teologiczną (o piekle), przez chwilkę się przysłuchiwałem ale czas naglił. Ruszyłem dalej kawałek dalej przegapić ostry skręt w prawo, wobec czego nie zwiedziłem ruin w Przewodziszowicach, za to szybko dotarłem do Sanktuarium Maryjnego w Leśniowie. Jadąc szybko w dół nieco się podirytowałem, bo jakiś pacan trąbił jak dziki, w końcu nie zmogłem i zatrzymałem się sprawdzić kto to. Okazało się, że to Ciocia Agnieszka na mnie trąbiła :). Spotkanie z żonką ucieszyło mnie bardzo, zwłaszcza że skończyła mi się woda. Równie bardzo ucieszyłem się, kiedy na terenie Sanktuarium odkryłem źródełko, gdzie bidon zatankowałem do pełna, wypiłem, zatankowałem. W czym dzielnie towarzyszyła mi Juleczka. Żonka była tak miła, że pożyczyła mi swoje okulary, co uratowało mnie zapewne przed ślepotą, temperatura powyżej 32 stopni i ostre słońce bez okularów to nie to co lubię.
Rozstałem się z towarzystwem i popędziłem zwiedzić Żarki, całkiem fajne, sporo zabytkowych mini-kamieniczek, zabytkowy zespół stodół na których odbywało się wielkie targowisko (można było kupić wszystko, warzywa owoce, jedzenie, meble, zboża oraz żywy inwentarz lub wielki latawiec). Troszkę pokręciłem i pojechałem dalej zgodnie z trasą, jednak szybko zrezygnowałem. W Żarkach o godzinie 12 na liczniku miałem niecałe 40km, których przejechanie zajeło mi prawie 3 godziny. Jadąc trasą zostało mi około 30km, co w tym tempie zajęło by zbyt dużo czasu. Wróciłem zatem do Żarek, wjechałem na Mirowski Gościniec i popędziłem do Mirowa.
Popędziłem to może zbyt dumne słowo, bowiem gościniec prowadzi polną drogą, miejscami kamienistą, miejscami piaszczystą, w którymś miejscu w lesie przez około 1.5 km pchałem...
Światełkiem w tunelu był sklepik w Zdowie, gdzie uraczono mnie lodem jagodowym oraz butlą coca-coli, co dało mi skrzydeł. Euforia została przerwana 50 metrów od mety, bo wywróciłem się na żwirowej drodze, co nawet z małą prędkością zbyt przyjemne nie jest.
Podsumowując wycieczkę, fajnie, ale wolę chyba sam planować. Piękne widoki okupiłem trzema wywrotkami, urwanym klipsem od telefonu i zgubionymi okularami.
Widok z Antolki, po lewej Zamek w Bobolicach po prawej Zamek w Mirowie
Kałuża
Pustelnia w Czatachowej
Drogowskazy do pustelni
Sanktuarium w Leśniowie
Kościół w Żarkach
Zabytkowe stodoły w Żarkach
Trasa rowerowa nr III jest ewidentnie nastawiona na wspaniałe widoki, często jednak jest to okupione wyborem "mało optymalnej" drogi (np. ostry podjazd żeby zobaczyć kawałek dolinki, po czym zjazd fatalną ścieżką). Inne fragmenty są śliczne wymagają jednak znacznego wysiłku. Przykładem jest Dolina pod Damiakiem, między Mzurowem a Gorzkowem Starym. Po nocnej ulewie lessowa gleba była śliska, do tego masę kałuż z których jedną uwieczniłem na zdjęciu. Przepchałem rower nogami maszerując po skarpie, łańcucha i wózka nie było widać pod wodą. W takich warunkach od razu zaczęły parować okulary, więc je odwiesiłem na kierownicę. Jakiś czas później, ciągle walcząc z glinką wywinąłem orła więc dojazd do asfaltu był wybawieniem. Tylko że okulary go nie doczekały, gdzieś je zgubiłem, wróciłem kawałek ale niestety nie znalazłem.
Dalej trochę asfaltu, w Ludwinowie ciekawe domki - podłużne budynki z których połowa jest z drewna a druga z kamienia, niestety nie udało się cyknąć fotki bo przed każdym domkiem siedział jakiś dziadek. Potem koniec asfaltu, ścieżka polna, dziurawa i piaszczysta, potem las, w lesie Pustelnia w Czatachowej pod wezwaniem Ducha Świętego. Przed pustelnią ksiądz i zakonnik prowadzili płomienną dysputę teologiczną (o piekle), przez chwilkę się przysłuchiwałem ale czas naglił. Ruszyłem dalej kawałek dalej przegapić ostry skręt w prawo, wobec czego nie zwiedziłem ruin w Przewodziszowicach, za to szybko dotarłem do Sanktuarium Maryjnego w Leśniowie. Jadąc szybko w dół nieco się podirytowałem, bo jakiś pacan trąbił jak dziki, w końcu nie zmogłem i zatrzymałem się sprawdzić kto to. Okazało się, że to Ciocia Agnieszka na mnie trąbiła :). Spotkanie z żonką ucieszyło mnie bardzo, zwłaszcza że skończyła mi się woda. Równie bardzo ucieszyłem się, kiedy na terenie Sanktuarium odkryłem źródełko, gdzie bidon zatankowałem do pełna, wypiłem, zatankowałem. W czym dzielnie towarzyszyła mi Juleczka. Żonka była tak miła, że pożyczyła mi swoje okulary, co uratowało mnie zapewne przed ślepotą, temperatura powyżej 32 stopni i ostre słońce bez okularów to nie to co lubię.
Rozstałem się z towarzystwem i popędziłem zwiedzić Żarki, całkiem fajne, sporo zabytkowych mini-kamieniczek, zabytkowy zespół stodół na których odbywało się wielkie targowisko (można było kupić wszystko, warzywa owoce, jedzenie, meble, zboża oraz żywy inwentarz lub wielki latawiec). Troszkę pokręciłem i pojechałem dalej zgodnie z trasą, jednak szybko zrezygnowałem. W Żarkach o godzinie 12 na liczniku miałem niecałe 40km, których przejechanie zajeło mi prawie 3 godziny. Jadąc trasą zostało mi około 30km, co w tym tempie zajęło by zbyt dużo czasu. Wróciłem zatem do Żarek, wjechałem na Mirowski Gościniec i popędziłem do Mirowa.
Popędziłem to może zbyt dumne słowo, bowiem gościniec prowadzi polną drogą, miejscami kamienistą, miejscami piaszczystą, w którymś miejscu w lesie przez około 1.5 km pchałem...
Światełkiem w tunelu był sklepik w Zdowie, gdzie uraczono mnie lodem jagodowym oraz butlą coca-coli, co dało mi skrzydeł. Euforia została przerwana 50 metrów od mety, bo wywróciłem się na żwirowej drodze, co nawet z małą prędkością zbyt przyjemne nie jest.
Podsumowując wycieczkę, fajnie, ale wolę chyba sam planować. Piękne widoki okupiłem trzema wywrotkami, urwanym klipsem od telefonu i zgubionymi okularami.
Widok z Antolki, po lewej Zamek w Bobolicach po prawej Zamek w Mirowie
Kałuża
Pustelnia w Czatachowej
Drogowskazy do pustelni
Sanktuarium w Leśniowie
Kościół w Żarkach
Zabytkowe stodoły w Żarkach