Sieradz spłukany
Środa, 28 lipca 2010
· Komentarze(1)
Kategoria urlop, Złoczew i okolice
Bujne plany, do Sieradza eSką, potem jeszcze kawałek i powrót od Kliczkowa Małego. Miałem jechać rano, wstałem, lało, wiało, poszedłem sobie pospać do moich dziewczyn. Około 10 zawiozłem je do Dziadków, a że akurat nie padało zdecydowałem, że może w wersji mini, ale Sieradz zdobędę. Już kilka km od domu zaczęło intensywnie padać, do tego mocny czołowy wiatr. Po 40 minutach zwątpiłem, dojechałem do zbiornika wodnego Próba, tam nie znalazłem żadnego miejsca postojowego, do tego dojazd w rzece piachu (dosłownie). Poddałem się, temperatura wg. licznika 13,8 stopnia, silny wiatr i dosyć mocny deszcz, mimo windstoppera i kurtki przeciwdeszczowej zupełnie mokry.
Powrót podobnie jak niedzielna trasa, przez Brzeźnio, ale nie do Zwierzyńca, tylko wcześniej odbiłem w lewo na Rybnik. Myślałem, że przy tablicy z nazwą Rybnik cyknę sobie fotkę, ale kicha, bo tablicy nie było, asfaltu zresztą też. Jedyna fotka to moja facjata, o zgrozo wcale nie widać, że z kasku się lało, że obydwie kurtki mokre od wewnątrz i zewnątrz, że w butach mokro, i nie tylko w butach...
Podsumowując, tragicznie się jeździ po zalanych wodą dziurawych ulicach. Nie widać na ile są głębokie dziury zalane wodą, człowiekiem telepie jak paralitykiem, zapasowy bidon z wodą wypadł i się otwarł chyba 300m od domu. Po drugie, słabo się szuka rowerowych szlaków, kiedy okulary są zupełnie mokre, a w twarz leje wiatr. Po trzecie, żółte szkła, o których ostatnio jakoś zapomniałem, uratowały dzisiejszą (i wczorajszą) wycieczkę, po założeniu od razu jakoś pogodniej, słoneczniej, cieplej.
Wieczorem umyłem trochę rower, szmatą wyczyściłem łańcuch, bo jak odkryłem, nie mam spinki na łańcuchu, do tego kropelek klika smaru do łańcucha i romecik gotów na kolejne wycieczki :)
Żółte bryle i oczojebna kurtka, w kacholu na rowerze w deszczu - "Chodzi po wiosce odmieniec istny" - Odmieniec Kazika chodził mi po głowie całą wycieczkę.
Powrót podobnie jak niedzielna trasa, przez Brzeźnio, ale nie do Zwierzyńca, tylko wcześniej odbiłem w lewo na Rybnik. Myślałem, że przy tablicy z nazwą Rybnik cyknę sobie fotkę, ale kicha, bo tablicy nie było, asfaltu zresztą też. Jedyna fotka to moja facjata, o zgrozo wcale nie widać, że z kasku się lało, że obydwie kurtki mokre od wewnątrz i zewnątrz, że w butach mokro, i nie tylko w butach...
Podsumowując, tragicznie się jeździ po zalanych wodą dziurawych ulicach. Nie widać na ile są głębokie dziury zalane wodą, człowiekiem telepie jak paralitykiem, zapasowy bidon z wodą wypadł i się otwarł chyba 300m od domu. Po drugie, słabo się szuka rowerowych szlaków, kiedy okulary są zupełnie mokre, a w twarz leje wiatr. Po trzecie, żółte szkła, o których ostatnio jakoś zapomniałem, uratowały dzisiejszą (i wczorajszą) wycieczkę, po założeniu od razu jakoś pogodniej, słoneczniej, cieplej.
Wieczorem umyłem trochę rower, szmatą wyczyściłem łańcuch, bo jak odkryłem, nie mam spinki na łańcuchu, do tego kropelek klika smaru do łańcucha i romecik gotów na kolejne wycieczki :)
Żółte bryle i oczojebna kurtka, w kacholu na rowerze w deszczu - "Chodzi po wiosce odmieniec istny" - Odmieniec Kazika chodził mi po głowie całą wycieczkę.