Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:395.02 km (w terenie 144.00 km; 36.45%)
Czas w ruchu:20:32
Średnia prędkość:19.24 km/h
Maksymalna prędkość:43.74 km/h
Suma podjazdów:930 m
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:32.92 km i 1h 42m
Więcej statystyk

Sieradz spłukany

Środa, 28 lipca 2010 · Komentarze(1)
Bujne plany, do Sieradza eSką, potem jeszcze kawałek i powrót od Kliczkowa Małego. Miałem jechać rano, wstałem, lało, wiało, poszedłem sobie pospać do moich dziewczyn. Około 10 zawiozłem je do Dziadków, a że akurat nie padało zdecydowałem, że może w wersji mini, ale Sieradz zdobędę. Już kilka km od domu zaczęło intensywnie padać, do tego mocny czołowy wiatr. Po 40 minutach zwątpiłem, dojechałem do zbiornika wodnego Próba, tam nie znalazłem żadnego miejsca postojowego, do tego dojazd w rzece piachu (dosłownie). Poddałem się, temperatura wg. licznika 13,8 stopnia, silny wiatr i dosyć mocny deszcz, mimo windstoppera i kurtki przeciwdeszczowej zupełnie mokry.
Powrót podobnie jak niedzielna trasa, przez Brzeźnio, ale nie do Zwierzyńca, tylko wcześniej odbiłem w lewo na Rybnik. Myślałem, że przy tablicy z nazwą Rybnik cyknę sobie fotkę, ale kicha, bo tablicy nie było, asfaltu zresztą też. Jedyna fotka to moja facjata, o zgrozo wcale nie widać, że z kasku się lało, że obydwie kurtki mokre od wewnątrz i zewnątrz, że w butach mokro, i nie tylko w butach...
Podsumowując, tragicznie się jeździ po zalanych wodą dziurawych ulicach. Nie widać na ile są głębokie dziury zalane wodą, człowiekiem telepie jak paralitykiem, zapasowy bidon z wodą wypadł i się otwarł chyba 300m od domu. Po drugie, słabo się szuka rowerowych szlaków, kiedy okulary są zupełnie mokre, a w twarz leje wiatr. Po trzecie, żółte szkła, o których ostatnio jakoś zapomniałem, uratowały dzisiejszą (i wczorajszą) wycieczkę, po założeniu od razu jakoś pogodniej, słoneczniej, cieplej.

Wieczorem umyłem trochę rower, szmatą wyczyściłem łańcuch, bo jak odkryłem, nie mam spinki na łańcuchu, do tego kropelek klika smaru do łańcucha i romecik gotów na kolejne wycieczki :)


Żółte bryle i oczojebna kurtka, w kacholu na rowerze w deszczu - "Chodzi po wiosce odmieniec istny" - Odmieniec Kazika chodził mi po głowie całą wycieczkę.

Złoczew - Klonów - Lututów - Okalew - Dąbrowa Miętka - Złoczew

Wtorek, 27 lipca 2010 · Komentarze(2)
Rano odwiedziłem z Julką Punkt Informacji Turystycznej, który w Złoczewie jest zarazem Miejską Biblioteką Publiczną. Zaskoczenia nie było - żadnej mapy Złoczewa nie ma, mają mapę turystyczną Sieradzkiego, ale do wglądu na miejscu, jest też przewodnik turystyczny Województwa Łódzkiego, też na miejscu. Chyba byłem pierwszą osobą, która pytała o trasy rowerowe i mapy :)
Dzień pochmurny i leniwy, ale o 15.30 przestało kropić, więc się zdecydowałem na krótką przejażdżkę. Cel - dolna część S w Sieradzkiej eSce, ze Złoczewa do Klonowa. Fragmentami trasą tą jechałem już w zeszłym roku, co okazało się wielce przydatne. Np. w Robaszewie brak oznakowań, w zeszłym roku pojechałem prosto główną (żwirową oczywiście) drogą, ale szlaku nie znalazłem. Dziś przezornie objechałem wiochę, i zauważyłem "drugorzędną" drogę w lewo (piaszczystą), pojechałem, 100m dalej żółty rowerowy znak. Zdrowo pobłądziłem w Lesiakach. Najpierw na asfaltowej drodze ładny kierunkowskaz w prawo. Więc w prawo, ale 100m dalej problem. Droga jedzie prosto i w prawo, ale wg mapy ta w prawo dzieli się na dwie i obydwie odbijają w lewo. Czyli wszystkie biegną w mniej więcej dobrym kierunku. Brak drogowskazów - wybieram drogę na wprost. Niestety, bo spory kawał pcham rower w piachu, docieram do lasu, a tu brak znaków. Po chwili olewam piaszczystą tragedię i na przełaj do lasu, żeby dotrzeć do dwóch pozostałych dróg. No i w lesie superancko, troszeńkę pchania, ale ogólnie super. Wdrapałem się na parę górek, z paru rower spychałem, płoszyłem zwierzynę, dzicz zupełna. Po jakimś czasie dotarłem do "główniejszej" drogi poprzecznej, na której znalazłem znaki rowerowe. Tutaj uwaga - cieszy mnie szacunek i uznanie osób znakujących tę trasę. Są oni pewni naszego sprytu, spostrzegawczości w trudnym momentami terenie oraz ogólnej orientacji przestrzennej. Jako przykład - znak, biały prostokąt z czarnym rowerkiem, namalowany na biało-czarnej brzozie. No i jest co prawda do tego żółte oznaczenie, ale - oceńcie sami.
Dalej już bezproblemowo do Klonowa, tam posiłek - Grzesiek Toffi XXL + chałwa mini. Chyba odkryłem powody moich powrotnych kryzysów. Dziś mimo wiatru, mimo deszczu jechało mi się superancko. Wróciłem znacznie mniej zmęczony niż wczoraj. Jednak Polak nażarty = Polak szczęśliwy :)
Z Klonowa do Lututowa, tutaj parę rundek po rynku, ładnie mimo deszczu, sporo UE inwestycji. Ponieważ energii jeszcze sporo postanawiam dojechać do Woli Rudlickiej. No, energii może nawet zbyt sporo, bo tak pędziłem, że nie zauważyłem rozjadu na Wolę i popędziłem na Chojny. Wracać mi się nie chciało, wymyśliłem, że przebiję się przez miejscowość Maryńka. No i niestety, plan dobry, ale spalił na manewce. Z głównej asfaltowej drogi odbijała piaszczysta, a na niej dwa psy. Jeden mały gnojek, co chciał mnie gryźć, ale spryciarz, bo z towarzyszem, jakby bernardynem wielkości małej krowy. No i jak tu kopnąć kundla? Uciekłem w popłochu przed kurduplem asfaltem, a potem musiałem kawałek zasuwać Wieluńską 45. Żadna przyjemność, mimo znikomego o tej porze ruchu. Potem w prawo do Dąbrowy, u Dziadków ciemno więc nie straszyłem, popędziłem na Stolec a potem w lewo przez Koźliny. Tutaj szok - około 19, mżawka, wieje, wiocha zabita dechami, jadę powoli po piachu - a tu z naprzeciwka dziewoja jogging uprawia. Ciekawe kto był bardziej zdziwiony - ona, spotykająca cudaka w kacholu i oczojebnej kurtce, czy ja :)
Podsumowując - superancko, cały dzień jakiś marazm, a tu trochę ruchu i człowiek czuje się jak nowo narodzony. Deszcz i wiatr - co mi tam, jak pisałem - grad większy od kaczych jajek mnie powstrzyma. No i kolano - wczoraj po południu kupiłem sobie Naproxen, który już kiedyś mnie ratował i cud, rano ani śladu po bólu, w trakcie jazdy oszczędzałem się - ale nic mi nie jest. Świetnie, zwłaszcza że na jutro planuję Sieradz.


Leśne rozdroża - którędy?


Są i podjazdy


Jak również zjazdy, szkoda że w tym piachu trzeba rower spychać


Żółty odnaleziony


Biało-czarny znak na biało-czarnym drzewie


Klonowa - początek Sieradzkiej eSki


Kościół w Klonowej


Dziwna wieża między Klonowem a Lututowem


Kościół w Lututowie




Wieluń zdobyty

Poniedziałek, 26 lipca 2010 · Komentarze(3)
Rano (około 10.30) zawiozłem dziewczyny do Dziadków do Dąbrowy Miętkiej. Do auta zmieścił się również rower :)
Od zeszłego roku chodziło mi po głowie, żeby zwiedzić Wieluń. Zdopingowany wczorajszymi komentarzami djk71 postanowiłem pójść w jego ślady. Popytałem Rodzinkę, jaka najlepsza nieruchliwa droga z Dąbrowy w stronę Wielunia. Wytłumaczono mi dokładnie, że najlepiej to się idzie w stronę Stolca, potem przez drewniany most i do Jackowskiego. To, czego nie zrozumiałem należycie, to nacisk na "idzie się". Jest to prawda, bo w tym piachu to jechać się nie da :) Po wyjściu z lasu dotarłem do żwirówki oznakowanej zielonym szlakiem rowerowym EWI 11. Chciałem tak jak Darek, więc zamiast tak jak szlak do Ostrówka popędziłem do Skrzynna, potem przez Niemierzyn i Działy do Emanueliny. Jazda bocznymi asfaltówkami bardzo przyjemna, w tych wioseczkach czas płynie wolniej. W okolicach Łagiewnik i Raczyna nieco zwątpiłem gdzie jechać, ostatecznie do Wielunia wjechałem główną drogą nr 45 (żadna atrakcja).
Wieluń ładny, sporo starej zabudowy, czysto i schludnie, widać owocne starania władz miasta. Fotek tylko trochę, bo pochmurno i nic ciekawego mi nie wychodziło. Zjadłwszy loda i banana pojechałem do Dąbrowy, tym razem przez Masłowice i Wielgie do Stolca.
Między Małyszynem a Masłowicami rzuciły mi się w oczy dziwaczne drzewa, na tyle, że podjechałem zobaczyć co to, jak się okazało okalają one cmentarz. Ciekawy pomysł :)
Cały ten odcinek to walka z wiatrem, do tego nieco nudno, bo droga prosta, głównie przez lasy i pola. Od czasu do czasu, na szczęście tylko kilka razy, podróż urozmaicali mi ułańscy kierowcy tirów.
Podsumowując, wycieczka bardzo udana, brakowało trochę lepszej pogody, cały czas silny wiatr, na powrocie lekki deszczyk, pochmurno. No i niestety, nie wiem czy to jakieś fatum tych okolic, podobnie jak u djk71, doskwierało mi kolano. Mam nadzieję, że to nic poważnego, bo cały urlop przed mną.


Oleśnica pokonana


Skrót przez las


Autoportret z Rometem




Kościół w Czarnożyłach


Emanuelina


Kościół w Łagiewnikach


Kościół w Raczynie


Urząd miasta w Wieluniu






Dzikie cmentarne drzewa




Wielgie


Stolec był


Stolec jak Kraków


Złoczew - Barczew - Zwierzyniec - Złoczew

Niedziela, 25 lipca 2010 · Komentarze(5)
Rano pobudka, zgodnie z ustaleniami z Szanowną Małżonką jest zgoda na rowerowanie, ale poranne :)
Wyjazd o 8.10 w kierunku miejscowości Potok, gdzie w zeszłym roku szukałem żółtego szlaku. Jako człowiek o rok starszy, mądrzejszy, wiem już, że szlak ten to Sieradzka eSka, i że rok temu jechałem dobrze, tylko zwątpiłem. Tym razem dojechałem aż nad zbiornik wodny, dalej do Barczewa. Żółty szlak prowadzi dalej w stronę Sieradza (planuje tam też dojechać), ja jednak ze względu na określone ramy czasowe popędziłem w stronę Zwierzyńca. Po drodze przejeżdżałem przez Podcabaje, gdzie jest zakaz jazdy rowerem, ale za to jest wytyczona ścieżka rowerowa po szerokim, nowiutkim (UE) chodniku (z kostki). Pierwsza część wycieczki z silnym wiatrem boczno-czołowym, powrót od Zwierzyńca z wiatrem.
Jazda w tych okolicach jest dziwna lub może raczej inna. U nas (na śląsku) widuje się "rowerzystów" (czyli takich, co nie jadą na zakupy do sklepu, do skupu, albo porzykać na rowerze), tutaj jest to widok obcy. W związku z tym miny lokalnych gospodarzy i gospodyń, gapiących się na dziwaka, w kasku i lajkrze jadącego jak wariat w niedziele rano, są bezcenne.
Plan na jutro - Wieluń


Romecik w wersji turystycznej


Fajnie wyglądają ręcznie robione kierunkowskazy (w tym przypadku prowadzi do Stefanowa Barczewskiego Drugiego)


W Podcabajach i Ostrem sporo takich malowniczych chatek. Występują w dwóch wersjach - standard, jak na zdjęciu, i premium, gipsowane i bielone.

Złoczew - przejażdżka testowa

Sobota, 24 lipca 2010 · Komentarze(2)
Urlop zaczęliśmy od wyjazdu do Dziadków w Złoczewie (no, okolicach Złoczewa). Cały dzień brzydki, mżawka lub słaby deszcz a do tego podmuchy bardzo porywistego, ciepłego wiatru. Około 21 zabrałem się za przegląd ekwipunku rowerowego, montaż "bagażnika" wraz z sakwą. No a że nie padało, to bez zakładania pedalskich ciuszków wskoczyłem na siodełko zobaczyć jak się spisują nowe akcesoria.
Dokupiłem sobie rogi, takie bardziej turystyczne, gięte dosyć długie, do tego normalne chwyty. Po 5 km wycieczki wydaje się spoko. Do tego zanabyłem torbę rowerową na bagażnik, którego nie mam :). Bagażnika nie mam, ale mam założone mocowanie do fotelika Hamax, a sam fotelik mocowany jest na pałąku z rurek, do którego można przymocować torbę. I wszystko wskazuje na to, że całkiem sprytnie to funkcjonuje, żeby się nie telepało naciągnąłem pałąk w dół za pomocą gumowej linki zaczepionej w miejscu, gdzie powinno się przykręcać bagażnik. Plusem tego rozwiązania jest możliwość szybkiego demontażu. Sakwa na kierownicę, z której korzystałem do tej pory, niestety na mojego rometa nie pasuje, a na nową, porządną z mocowaniem do cieniowanej kierownicy chwilowo mnie nie stać.
Teraz jeszcze potrzebuję motywacji, żeby jutro rano (wcześnie) wstać i wybrać się pojeździć, no i pogody oczywiście...

Paprocany

Środa, 21 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria gps
Wróciwszy z półkolonii postanowiłem sprawdzić, jak mój nowy romecik sprawuje się w znanej mi okolicy. Po południu usłyszałem, że nasi przyjaciele leniuchują na Paprocanach, co ugodziło w moją ambicję - w tym roku tam jeszcze nie byłem :)
Do celu pojechałem mijając Jezioro Wicie, potem nauczony doświadczeniem wybrałem dobrą drogę i tymże sposobem dojechałem do Żwakowa. Dalej standardowo, masę rowerzystów, biegaczy i kijkarzy, momentami nieco ciasno. Bardziej cywilizowana część Paprocan wolna od komarów, niestety z drugiej strony (w tzw. krzaczorach) już gorzej.
Wymiana siodełka na moje (Accent Veno) ewidentnie pomogła, muszę jeszcze dokupić rogi, bo nieco cierpną mi nadgarstki. Chwyty może też, bo to co dali fabrycznie nazywa się chyba "Herrmans. Wytchnienie emeryta", jakieś takie grube i miękkie i wogle. No i pewnie jeszcze troszkę będę musiał się pobawić z ustawieniem siodełka, bo mostek jest nieregulowany.
Podsumowując wrażenia z rometa - szybszy niż mój focusik, sztywniejszy, lepiej sobie radzi na dziurach (w focusie amorek to atrapa). Przyzwyczaić się muszę do normalnych przerzutek, czasem wskakują bardzo twardo, pewnie przez brak techniki.
PS. Litrowy bidon rządzi :)


Widok z krzaczorów

Brenna - Kotarz

Piątek, 16 lipca 2010 · Komentarze(4)
Kategoria gps, MTB, Brenna
Zaległy wpis z czwartku, niestety w weekend, a zwłaszcza w niedzielę pogoda nie dopisała :(

Jakoś mi się nie chciało, do tego zaczęło się chmurzyć, a z pogodą w górach nie ma żartów. Ostatecznie się zmotywowałem na jakiś krótki wypadzik, wybrałem wjazd na Kotarz bo blisko. Taaaaaaaa
Początek podjazdu z wysokości 516 metrów, szczyt 980m npm (wg mojego gps'u), odległość 4.5 km, czas podjazdu trochę ponad 40 minut.
Pchałem tylko kilka razy, krótkie odcinki pod Halą Jaworową - zbyt stromo, tylne koło się ślizgało, i większą część Hali Jaworowej - ale to raczej dla przyjemności (napawałem się widokiem, zapachem łąki, wiaterkiem, zachodzącym słoneczkiem itd). Z Kotarza zjechałem w stronę Przełęczy Salmopolskiej ale skręciłem w prawo i dojechałem do Grabowej Chaty. Tutaj niestety trochę pchania w dół, do tego zapomniałem, że sobie na podjeździe zablokowałem amorek, za co moje ręce wdzięczne nie były.

Wielki szacun dla wszystkich, którzy po górach są w stanie jeździć szybko i daleko.


Widok z Hali Jaworowej w kierunku Starego Gronia. Po prawej za ogrodzeniem stado owiec, nie podchodziłem bliżej bo psy pasterskie, przypięte WIELKIMI łańcuchami, zamiast szczekać oblizywały się


Kotarz




Luterański ołtarz "ekumeniczny?"

Brenna - Górki (być może Wielkie) - Wisła

Czwartek, 15 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Brenna, gps
Po wczorajszych górskich klimatach postanowiłem sprawdzić rowerek w jego naturalnym środowisku - czyli na drogach asfaltowo-szutrowych. Na mapie bardzo obiecująco wygląda czarny szlak rowerowy z Brennej do Górek (i tutaj problem, bo wg opisu prowadzi do Wielkich, a wg googla do Małych). Co ciekawe, na mapie szlak jest czarny, a w realu raczej zielony.
Trasa fajna, cały czas bocznymi asfaltówkami, w żadnym miejscu (poza Górkami) nie trzeba wjeżdżać na główną drogę. Co mnie zastanawia, bo trasę Brenna-Żory-Brenna przejeżdżam chwilowo codziennie, na odcinku między Górkami a Brenną remont chodnika, zwężona jezdnia, fatalnie się jedzie samochodem, a do tego co chwila trzeba uważać na rowerzystów. Dlaczego wybierają złą, niebezpieczną, nieładną drogę o silnym natężeniu ruchu zamiast równoległej trasy rowerowej?
Kolejna refleksja - w drodze spotykałem głównie dziewczyny na rowerach, prawdziwi faceci dają czadu na górskich szlakach. Czyli - jeżdżę po" dziewczyńsku", ale to nie wstyd w gronie takich pań jak Kosma, Niradhara czy Ewcia0706.
W Górkach wjechałem jakoby na zielony szlak Greenways nad Wisłę. Piszę jakoby, bo na moje oko to jest ten sam szlak, ale może się mylę. Nad Wisłą fotka i z powrotem tą samą drogą.
Wykazałem się popisową głupotą. Normalnie jak jeżdżę w nieznane, to powrót jest szybszy, bo nie błądzę, nie robię fotek itd. Tylko zapomniałem, że jestem w górach a droga powrotna prowadzi cały czas pod górę. Niby tylko 430 metrów podjazdu, ale się zmachałem. Pod koniec dostałem napadu rozdrażnienia - wszystko mnie uwierało, siodełko niewygodne, pod złym kontem, za nisko, za wysoko, wody już prawie nie ma, komary, robaki, ciemno, zimno, kamienie, asfalt... Kryzys

Romecik spisał się wyśmienicie, chociaż rzeczywiście stromy podjazd leśną drogą o 21.20 z wszechobecną wieczorną rosą jest problematyczny, co chwila tylne koło się ślizga.


Cyklisticke Trasy - tablica w Górkach


Wisła zdobyta

Brenna - pierwsze starcie

Wtorek, 13 lipca 2010 · Komentarze(6)
Kategoria gps, zwiad, MTB, Brenna
Dzień pełen nowości:
1. Pierwszy wypad na nowym rowerze - Romet RX-500. Szukałem cross'a w stylu MTB i romecik spełnia te kryterium. Mocne koła, solidna rama, balonowe jak na cross'a oponki Schwalbe Marathon 28x1.75. No i ta marka, ten sentyment...
2. Pierwsza jazda w górach - dostałem w kość. Wybrałem trasę nr 4 ze strony Michała. Pod górkę na asfalcie dałem radę, później zrobiło się dla mnie zbyt stromo. Grzbietem Starego Gronia bardzo przyjemnie, ale potem zaczęły się zjazdy. Albo jestem zbyt wielkim tchórzem, albo brak mi brawury/głupoty, ale mocno kamienista droga spadająca w dół to nie dla mnie. Co oczywiście skutkowało sprowadzaniem roweru, co oczywiście zaowocowało obolałymi kolanami. Powrót o godzinie 21.20 - w lesie ciemno i zimno, wieczorem piwko w polarze, taki chłód :)


Nowy rumak


Skrzyżowanie


Zachód słońca

Jezioro Wicie z bliska

Piątek, 9 lipca 2010 · Komentarze(3)
Kategoria gps, zwiad
O 19 byłem pewien, że nie pojadę. O 19.20 wyruszałem na podbój Jeziora Wicie. W głowie miałem Trasę Rowerową nr 5, jednak jak się okazało nie dość dokładnie. Wjeżdżając na Rynek mijałem policjantów, później jadąc Pszczyńską po chodniku znowu.., na Rynku mignęli mi Iskierka z Wojtkiem. Nad jezioro dotarłem bez problemu, problemy zaczęły się kiedy chciałem kontynuować jazdę. Jakoś uwidziało mi się, że muszę obok jeziora. No i coś na kształt ścieżki było, tylko wydeptanej przez zające i kaczki. Przedzieranie się przez pokrzywy i maliny, z grzmiącym "bzzzz" nad uchem, mimo wspaniałego widoku, nie przypadło mi do gustu. Co gorsza okazało się, że jednak dalej się nie da, i musiałem tą samą ścieżyną wrócić nad jezioro. Dalej asfaltem, potem na leśną drogę pożarową, potem zakręt w prawo... wróć. Z mapki kojarzyło mi się, że powinienem w lewo, więc nawrót i rura... i dojechałem na Puszkina. Potem już standardowo w kierunku Żwakowa, potem czerwonym rowerowym na Wilkowyje i powrót do domciu obok Kaśki.


Jezioro Wicie


Jezioro Stępnik. Jakby czegoś brakowało..... (ale komary są)