Święto czekolady na Zamku w Chudowie
Niedziela, 22 sierpnia 2010
· Komentarze(0)
Nie ma to jak wspólna rodzinna rowerowa niedziela. Wybraliśmy się dziś na święto czekolady na Zamek w Chudowie. Po drodze zrobiliśmy postój w Ogrodzie w Bujakowie, gdzie moja dziewczyny były po raz pierwszy. Julce podobało się wszystko - rybki, kurki, pawie i Maryjka. Wychodząc kupiliśmy sobie po kawałku bujakowskiego kołocza (4.5zł za kawałek, cenią się) i z wiatrem zjechaliśmy do Chudowa.
Na Zamku jestem częstym gościem, ale w niedzielę po południu na takiej rodzinnej imprezie dawno nie byłem - przytłoczył nas ogrom ludzi. Na szczęście znalazło się miejsce dla naszego kocyka, a Julka obżarta kanapeczkami z szynką i kołoczem fikała jak dziki dzik. O 17 poszedłem zobaczyć "deszcz słodyczy", deszcz się nieco opóźnił, jak się okazało był to moto-paralotniarz. Niestety jego udźwig to była jedna torba słodkości, a na dole czekało z pół tysiąca ludzi, więc niejeden maluch narzekał, że to raczej mżawka była niż deszcz.
Droga powrotna przez Borową Wieś i Starą Kuźnię, wyjeżdżając z Paniówek jakoś się pogubiłem dziwacznie, byłem pewien, że na skrzyżowaniu pojechaliśmy w Zabrską (by kawałek dalej skręcić w prawo), po chwili jednak zorientowałem się że jedziemy gliwicką, na szczęście w kierunku Borowej Wsi.
Bardzo przyjemnie spędzona niedziela, dzielnie poradziły sobie zarówno Julka w foteliku, jak i żonka, pod koniec gnała jak szalona :)
Rybki, fajne jak zawsze
Paw budził pewien lęk
Chwila oddechu
Chwila oddechu w wersji zabawowo-fikającej
Dziewczyny moje dwie
Balon aerodynamiczny
Na Zamku jestem częstym gościem, ale w niedzielę po południu na takiej rodzinnej imprezie dawno nie byłem - przytłoczył nas ogrom ludzi. Na szczęście znalazło się miejsce dla naszego kocyka, a Julka obżarta kanapeczkami z szynką i kołoczem fikała jak dziki dzik. O 17 poszedłem zobaczyć "deszcz słodyczy", deszcz się nieco opóźnił, jak się okazało był to moto-paralotniarz. Niestety jego udźwig to była jedna torba słodkości, a na dole czekało z pół tysiąca ludzi, więc niejeden maluch narzekał, że to raczej mżawka była niż deszcz.
Droga powrotna przez Borową Wieś i Starą Kuźnię, wyjeżdżając z Paniówek jakoś się pogubiłem dziwacznie, byłem pewien, że na skrzyżowaniu pojechaliśmy w Zabrską (by kawałek dalej skręcić w prawo), po chwili jednak zorientowałem się że jedziemy gliwicką, na szczęście w kierunku Borowej Wsi.
Bardzo przyjemnie spędzona niedziela, dzielnie poradziły sobie zarówno Julka w foteliku, jak i żonka, pod koniec gnała jak szalona :)
Rybki, fajne jak zawsze
Paw budził pewien lęk
Chwila oddechu
Chwila oddechu w wersji zabawowo-fikającej
Dziewczyny moje dwie
Balon aerodynamiczny