Dziś nawrót na Sośnicy, drogowskazy kuszą, Kraków, może Wrocław? Cieplej niż wczoraj i silniejszy wiatr, pod koniec lekki kryzys. Kwietniowy cel na maj w zasięgu :)
Jazda godzinna, ale spartoliłem, nawrót w Przyszowicach - zbyt wcześnie, żeby dobić do godziny musiałem się bujać po mikołowskich dziurawych rondach. Po drodze każde czerwone moje Jest dobrze :)
Dotlenić mocno wyeksploatowany mózg z rańca, bo icm źle wróżył na popołudnie. Jakoś ciężko mi uwierzyć w to, że (wmordę)wiatr moim przyjacielem. Po wczorajszych 8km biegiem na Starganiec dziś jakoś ciężko... Muszę oswoić nowe rowerowskazy, jest ich tyle, że aż za... ale za to widać je z daleka :) Powrót przez Wierzysko, "nóżka podaje" - bez zawału na stojaka na górę :)
Wyjących wilków brak
To u góry tam, to Łaziska Dolne :)
A to na dole to Łaziska Średnie
A to Romecik w wersji prawie turystycznej - nie chce mi się stopki przykręcić :(
Po 4 dniach biegania w końcu rower. Najpierw do Panewnik, potem przez Przystań do Chudowa, powrót przez Ornontowice i Bujaków. Mimo biegowego zmęczenia szybka jazda, do tego nieźle motywowało zimno. Przez okno wydawało się że jest cieplej, a na zjazdach brr, zimno. W Chudowie co najmniej kilka wycieczek szkolnych. Bycie nauczycielem to ciężki kawał chleba, zwłaszcza że tych bahorów lać nie można.
Na Ramżę, dziś jakoś ciężko. W Jaśkowicach szok - nastawiali drogowskazów rowerowych, do weryfikacji, bo mam wrażenie że kierują gdzie popadnie. W kilku miejscach znalazłem np. rowerowskaz "kierunek Katowice, szlak zielony", ale jakoś każdy w inną stronę usatwiony. W Bujakowie przekąsiłem batonika zbożowego, ale chyba za późno... Ciekawe, bo w Bujakowie, na ul. Myśliwskiej stoją żółte słupki od rowerowskazów, czyżby same tabliczki już zostały spieniężone na przelew?
Zawiść, Zadrość, Zawada
Co 5 metrów takie żółte rury, można by z tego sobie zrobić kanalizację albo co
Nie ma to jak dotlenić mózg na DK44. Bez zastanawiania się, bez myślenia, ogień i tyle. Część trasy urozmaicało mi kilku paralotniarzy, mam wrażenie że jeden nawet próbował się ścigać, ale - ja miałem dziś szosówkę, a on jakąś szmatę, był bez szans. Wracając z 5 minut stałem na lewoskręcie przy Auchan, tam jest chyba ruch kierowany kamerą, bo przestałem co najmniej 2 pełne zmiany świateł. Potem podjechał moplik (teraz to się skuter nazywa), ale - jak już wiecie, ja miałem szosę, a on moplika, był bez szans.
Szpieg
Drugi szpieg
A miało być spokojnie, wypoczynek po wczorajszym bieganiu...
Miała być godzinka, wyszła z extra kwadransem. Plan był dobry - przez Podlesie do Wilkowyj i powrót przez Wyry. Niestety na początku nieco się pogubiłem, przez pola na "skuśkę" trza było, potem już w lesie walka z kałużami, no i sporo przerw na fotki. Pogoda "dzika", momentami pochmurno i wietrznie, ale kiedy wychodziło słońce - cudnie.
Foteczki:
Nie wiem co to ale fajnie robiło
Zaplanowana trasa na Garminie wygląda nieco zagmatwanie...
Odwiózłwszy dziołszki, odkręciwszy na trzech śrubkach przykręcony bagażnik, popędziłem w teren. Ostro jak na mnie, bez przerw, brałem wszystkich jak leciało (głównie rodzinne wycieczki). W terenie (i to "terenie" lajtowym, dla twardzieli taki teren to nie teren, m.in. żadnych telewizorów nie było) ewidentnie ciężko utrzymać wysoką (dla mnie to 30+ km/h) prędkość. Ale za to jest frajda :)
Pogoda niepewna, ale co tam. Żonka po raz kolejny jako szofer Julona. Najpierw na stadion AKS. Jeszcze niedawno (hm, jak chodziłem do pedałówy) tego orlika z tyłu tam nie było. Dziwne. Ogólnie nie wygląda to różowo, to znaczy bieganie dookoła stadionu odpada, chyba że jako bieg przez płot(ki), na samą murawę wstęp wzbroniony, pan ochroniarz patrzył się nieufnie. Może dlatego, że byliśmy bez szalików? Następnie rundka dookoła placu harcerskiego, tzw. pomiar odległości. Niestety, do powtórki, zaufałem sprzętowi, który nie zliczył mi okrążenia. Albo za krótkie jak na rowerowy licznik (chociaż - chyba nie), albo operator nie ten guzik nacisnął. Dalej do Tesco, lans w rajtkach, potem do Rodziców odebrać mój przywieziony lata temu z Holandii bagażnik rowerowy. Dalej - do domciu, choć dla mnie to nie był koniec... Aha, dzięki za pozdrowienia Sąsiedzie!
Julka zafascynowana przygląda się chopokom co w bala grali
Dziś po raz pierwszy żonka wiozła Julona w foteliku. Specjalnie wybrałem możliwie płaską (moim zdaniem) trasę, czyli żelazny punkt programu - Przystań. Córa twarda, 1 glebę zaliczyła kiedy na piaszczystym podjeździe za Kłodnicą wyprzedziłem żonkę, która zahamowała. I bęc. Obyło się bez ryczenia (jak mawia Julka), popedałowaliśmy dalej. Na Przystani tłumy, my Karmi, Julka oczywiście loda, troche trwało zanim się z nim uporała, jak skończyła pojechaliśmy. Droga powrotna nieco inna - chciałem pokazać dziewczynom hałdę KWK Halemba którą już opisywałem. Ogólnie się podobało, niestety zjazd jest dosyć stromy (zwłaszcza najwyższy element), zjechałem swoim, sprowadzając rower żonki z Julką w foteliku zahaczyłem pedałem o nogę i wywaliłem córę na glebę. Ryczała. Ale krótko, konstrukcja fotelika jest rewelacyjna - tak bardzo jest obudowany dookoła że nie ma szans żeby takie coś zaszkodziło. Córa z żoną zeszły na nogach, ja zjechałem rowerami, zanim skończyłem Julka już mnie pocieszała "tatusiu, nie martw się, nic się nie stało, wywaliłeś się ale to się czasem zdarza". Banan na zgodę i pojechaliśmy Doliną Jamny do domciu.
Tempo "średnie" :), za to na wybranych podjazdach dawałem ostro. Upewniam się coraz bardziej, że moje Max HR zmierzone poprzednim pulsometrem, wynoszące 227, nie jest prawdziwe. Na Garminowym pulsometrze max który udało mi się wycisnąć to 202, pewnie jeszcze dałbym radę coś wykrzesać, ale nie 227. Do dalszej obserwacji.
Fotki:
Pierwszy podjazd za nami
Jak się jeździ samemu to jakoś górek jest mniej
Grunt że córa zadowolona
Po wywrotce
Relax
Kto zgadnie gdzie były łabędzie?
Tam!
Popołudnie pochmurne, ale wieczór słoneczny
Ale maszyny :)
Przejechałbym się
Księżycowy krajobraz
Lans na hałdzie
Po drugiej wywrotce "tatusiu nie martw się"
A to co?
Pierwsze rany (ranki), Julka chciała "leczyć" za pomocą opaski odblaskowej :)