Do Przyszowic z wiatrem w twarz, powrót odwrotnie. Za twardo - pod koniec trochę kolano dało o sobie znać. Dziś początek urlopu, ale w tym roku plany nierowerowe - łażenie po górach tez jest fajne.
3 kwadranse na rowerze. W Borówce zrobił się mini korek, który elegancko wziąłem poboczem z prędkością ok. 40km/h, czym chyba zaimponowałem synkom w dostawczaku, bo potem jechali z 1km równo ze mną i pytali jak szybko można na szosie i czy się chce z nimi ścigać :). Na powrocie deszcz, ale - przyjemnie. Od miesiąca codziennie jakaś aktywność - rower, bieganie albo kijki. Jest dobrze :)
Dziś nawrót na Sośnicy, drogowskazy kuszą, Kraków, może Wrocław? Cieplej niż wczoraj i silniejszy wiatr, pod koniec lekki kryzys. Kwietniowy cel na maj w zasięgu :)
Jazda godzinna, ale spartoliłem, nawrót w Przyszowicach - zbyt wcześnie, żeby dobić do godziny musiałem się bujać po mikołowskich dziurawych rondach. Po drodze każde czerwone moje Jest dobrze :)
Nie ma to jak dotlenić mózg na DK44. Bez zastanawiania się, bez myślenia, ogień i tyle. Część trasy urozmaicało mi kilku paralotniarzy, mam wrażenie że jeden nawet próbował się ścigać, ale - ja miałem dziś szosówkę, a on jakąś szmatę, był bez szans. Wracając z 5 minut stałem na lewoskręcie przy Auchan, tam jest chyba ruch kierowany kamerą, bo przestałem co najmniej 2 pełne zmiany świateł. Potem podjechał moplik (teraz to się skuter nazywa), ale - jak już wiecie, ja miałem szosę, a on moplika, był bez szans.
Szpieg
Drugi szpieg
A miało być spokojnie, wypoczynek po wczorajszym bieganiu...
Nieco nieoczekiwanie Julka zdecydowała się na kąpiel i spanie o 18.30, a skoro tak to naplompawszy kółka w szosówce ruszyłem na podbój Podlesia, Piotrowic itd. Po każdej dłuższej przerwie od szosówki jestem pod wielkim wrażeniem jak toto szybko jeździ, jak lekko się wjeżdża pod górki :) Podjazd przy kopalni Barbara zrobiłem dziś w 6m37, a wedle garmina jest tego 2.44km, 54m przewyższenia, więc średnia 22.2km/h pod górę :) Nieco się pogubiłem na Szarych Szeregów, ostro pod górę i zapomniałem skręcić w prawo, potem jeszcze raz zamiast w prawo skręciłem w lewo na Kostuchnę, zorientowałem się po 100m, a następnie stałem prawie 10m na przejeździe kolejowym... Ogólnie jest super :)
Wszyscy szukają wiosny, szukam i ja :) Popołudnie zajęte, rano szybki wypad. Troszkę myślałem czy by nie wyskoczyć gdzieś dalej, jednak ostatecznie zdecydowałem się na wariant standardowy - Zamek w Chudowie. Na Recie Śmiłowickiej (na zakręcie w "dołku") budowlańcy rozkopali drogę, co fajnie, nie ustawili żadnych znaków wskazujących, że droga jest nieprzejezdna. Na szczęście rower można wrzucić na plecy i obejść nasypem dookoła, zmotoryzowani mogą mieć z tym problem. Jadąc dalej w stronę Łącznej ostrzegłem zresztą pewnego zmotoryzowanego Pana, że tędy to daleko nie dojedzie, posłuchał :) Podjazd pod Sośnią cieniutko, mój ostatni wypad rowerowy - ze stycznia - znacznie lepiej mi wtedy się wjeżdżało, tak to jest jak ma się 2 tyg przerwy od ruchu a 2 m-ce od rowera :( W Bujakowie w Ogrodzie znalazłem wiosnę w postaci masy przebiśniegów, może Ksiądz Proboszcz ma jakieś "tajemne sposoby" :) Skręcając w prawo na Chudów zauważyłem łopoczące flagi, niby fajnie, w stronę Chudowa, gorzej, że trzeba jakoś wrócić. Do Zamku droga błyskawiczna, na miejscu nieco się zdziwiłem - myślałem, że już otwarte, a tam głucho. Na szczęście miałem własny bidon, więc parę foteczek i powrót. Oczywiście delikatny podjazd za Paniowami, obok wysypiska, tragiczny, wiatr w twarz, początkowo walczyłem o 20 km/h, pod koniec żeby nie zejść poniżej 15km/h, bo wstyd. Na zakończenie wskoczyłem na Rynek i przed 12 meldowałem się w domu.
Zerkając na początki moich ubiegłych sezonów rowerowych, to jest dobrze, wręcz rewelacyjnie. Zazwyczaj zaczynałem od 20km, ze średnimi ok. 15km/h, i wielkim bólem zadu dnia następnego. Myślę że to zasługa w miarę sportowej zimy, niby nie wiele, ale jednak trochę biegania, biegówek, kijków no i rowera też :)
Sezon rowerowy 2011 uznaję za otwarty. Od paru dni odwilż, drogi czarne, bezdeszczowo, musiało się skończyć na rowerze :) Trasa bez żadnej finezji, pierwszy odcinek - Retę Śmiłowicką - przejechałem powolutku, trzeciorzędna droga utrzymywana "na biało", zatem pokryta skorupą śniegu/lodu. Szosówka na szczęście radziła sobie nieźle - wąska opona wcinała się w śnieg i dało się jechać (oczywiście powolutku). Gorzej w miejscach, gdzie koleiny sięgały asfaltu, bo kiedy nadjeżdżał samochód nie potrafiłem z nich wyskoczyć na śnieg. Do Bujakowa elegancka droga, na trasie spotkałem grupkę trzech szosowców, oraz kilku "górali". Dziś w planach poćwiczyć trochę nogi do biegówek, cała dzisiejsza wycieczka na jednym "biegu" - pod górę na stojaka, z góry młynek :). I nawet mimo długiej przerwy nie było tak źle. W Bujakowie krótki postój w Ogrodzie, wygląda tam inaczej niż wiosną, potem do Chudowa. Niestety od Bujakowa zaszło słońce, zrobiło się pochmurnie i znacznie mniej przyjemnie, temperatura spadła z 7.3 do ok. 6 stopni Celsjusza. W Chudowie planowałem wykazać się słabą wolą i zatrzymać się na ciepłą czekoladę, na szczęście opatrzność czuwa i wszystko było pozamykane. Powrót przez Paniowy, po drodze jeszcze kilku pro rowerzystów, buty przemokły, zaczęło być mi zimno w palce u stóp - jechałem w normalnych butach spd.
Mimo tego, że prawdopodobnie w styczniu już nie uda mi się na rower wyskoczyć (a mam też wielką nadzieję, że zima wróci, co się będą biegówki marnować), to jestem bardzo zadowolony z początku 2011 roku.
Fotki:
W Mikołowie na polach śnieg
Dzięki czemu nie trzeba się martwić brakiem stopki :)
W słoneczku ciepło i przyjemnie
Zjazd z Sośniej, po lewej biało, po prawej zielono
Wiosna?
Bujaków
Rybek nie widać
SweetFocia pod Zamkiem
Na szosówce jak na łyżwach (może by tak obręcze naostrzyć?)
Dziś ślad nagrywany programem Maverick, umożliwiającym bezpośredni upload trasy do gpsies. Na telefonie pokazuje że trasa ma 40km, ale na www jest OK. Dziwne
Po ponad dwumiesięcznej przerwie znowu dosiadłem szosówkę, znowu pod wrażeniem jestem lekkości i zwinności. Przyzwyczaiłem się jednak do luksusu w postaci cywilizowanych manetek i wkurzają mnie manetki na ramie. Słaby avg wynika głównie z jazdy po ciemku (księżyc za chmurami), ale też z niemożności sprawnego redukowanie "biegów". W ramach utrudniania sobie życia szukam sobie trasy na godzinkę, może półtorej, z wieloma przewyższeniami. Dzisiejsza pętelka z dwukrotnym podjazdem na górę św. Wawrzyńca oraz podjazdami na Sośnią Górę i góreczki łaziskie dały łącznie wg. sportypala 250 metrów podjazdów. Dziś również dzień testów - sportypal na Androidzie śmiga aż miło, ocieplane długie gacie rowerowe grzeją aż miło, zwłaszcza te części ciała, o które np. Kosma martwić się nie musi ;). No i last but not least, pulsometr. Kupiłem cudo z allegro marki sanitas ze 3 lata temu, trochę używałem i porzuciłem. Ostatnio go odkopałem, wyposażyłem w bateryjki i działa. Morał z pulsometru: Mój teoretyczny maksymalny puls: 220 - 29 = 191 Na pulsometrze ustawiłem strefę w granicach min = 65%, max = 83% Dzisiejsza przejażdżka to Lo = 4 min, In = 31 minut, Hi = 56 minut Max z dzisiejszej wycieczki to 197 (czyli powyżej max?), avg = 168, czyli średnia przekracza górną granicę strefy. Chyba nie dobrze, ale nie wiem, muszę poczytać...