Ustrońska Szkoła Narciarstwa Biegowego
Niedziela, 27 lutego 2011
· Komentarze(1)
Kategoria biegówki
Po 20 dniach bezruchu (w sensie sportowym) dziś w końcu udało się wyskoczyć na narty do Ustrońskiej Szkoły Narciarstwa Biegowego. Jak zwykle na miejscu wcześniej, wyskoczyliśmy z Cino na "górę" (kto był to wie o co chodzi), oczywiście kondycja - tragedia. Do tego z każdą minutą jeździło mi się coraz gorzej - temperatura wzrastała, śnieg się kleił, a ja oczywiście narty nie posmarowane, zdrachane. Głupio jak trzeba się odpychać w dół...
O 12 rozpoczęły się zajęcia, okazało się, że grupa początkująca (czyli tam gdzie my) baardzo się rozrosła, i sporo z nich wyglądało na zdecydowanie bardziej początkujących. Zachęcony przez kolegę zdecydowałem się by zrobić ten krok, i dziś awansowaliśmy do grupy zaawansowanej :)
To był dobry wybór - trenowanie na dole, tam i z powrotem po śladzie, w dużej grupie jest nieco nudne. U góry było nas dużo mniej, piękne widoki, do tego znacznie bardziej urozmaicone ćwiczenia. Co do ćwiczeń. Kondycja dupiata, narty ledwo jeżdżące, sporej części zadań nie byłem w stanie wykonać (np. jazda pod górę w bezkroku, popłakać się można na nieśliskich nartach). Ale ogólnie superancko, po 1 części na górze wróciliśmy na centralny placyk (bywalcy mówią na to bodajże "plateau"), gdzie trenowaliśmy kolejne elementy. Tutaj znowu, tam gdzie trzeba było polegać na śliskości nart - kaplica. Np. takie ćwiczenie - stoję na obydwu nogach, prosto, i na przemian odbijam się kijkami. To tak, jakbym próbował nordic walking uprawiać nie podnosząc nóg.
Wypadki dwa, pierwszy - klasyka gatunku, na zjeździe chcąc uniknąć upadku siadłem na tyłek. Drugi - to już klasa, chciałem potestować pokazywane przez trenera wspięcie na palce przed odbiciem w bezkroku. Więc - wspiąłem się na palce, ostro odbiłem kijkami. A narty, a zarazem stopy, zostały w miejscu, podobnie zresztą jak ręce, przywiązane do kijków. Efekt - piękny placek klatą do ziemi :)
Wypad zarąbisty, dużo się dzisiaj nauczyłem, pogoda superancka (poza śniegiem), mam nadzieję, że w tym sezonie jeszcze się chociaż raz uda.
Zgodnie z gps'em wyszło nam około 16km narto-biegania-człapania :)
Parę fotek, reszta na Picacie
O 12 rozpoczęły się zajęcia, okazało się, że grupa początkująca (czyli tam gdzie my) baardzo się rozrosła, i sporo z nich wyglądało na zdecydowanie bardziej początkujących. Zachęcony przez kolegę zdecydowałem się by zrobić ten krok, i dziś awansowaliśmy do grupy zaawansowanej :)
To był dobry wybór - trenowanie na dole, tam i z powrotem po śladzie, w dużej grupie jest nieco nudne. U góry było nas dużo mniej, piękne widoki, do tego znacznie bardziej urozmaicone ćwiczenia. Co do ćwiczeń. Kondycja dupiata, narty ledwo jeżdżące, sporej części zadań nie byłem w stanie wykonać (np. jazda pod górę w bezkroku, popłakać się można na nieśliskich nartach). Ale ogólnie superancko, po 1 części na górze wróciliśmy na centralny placyk (bywalcy mówią na to bodajże "plateau"), gdzie trenowaliśmy kolejne elementy. Tutaj znowu, tam gdzie trzeba było polegać na śliskości nart - kaplica. Np. takie ćwiczenie - stoję na obydwu nogach, prosto, i na przemian odbijam się kijkami. To tak, jakbym próbował nordic walking uprawiać nie podnosząc nóg.
Wypadki dwa, pierwszy - klasyka gatunku, na zjeździe chcąc uniknąć upadku siadłem na tyłek. Drugi - to już klasa, chciałem potestować pokazywane przez trenera wspięcie na palce przed odbiciem w bezkroku. Więc - wspiąłem się na palce, ostro odbiłem kijkami. A narty, a zarazem stopy, zostały w miejscu, podobnie zresztą jak ręce, przywiązane do kijków. Efekt - piękny placek klatą do ziemi :)
Wypad zarąbisty, dużo się dzisiaj nauczyłem, pogoda superancka (poza śniegiem), mam nadzieję, że w tym sezonie jeszcze się chociaż raz uda.
Zgodnie z gps'em wyszło nam około 16km narto-biegania-człapania :)
Parę fotek, reszta na Picacie