Wpisy archiwalne w kategorii

po cimoku

Dystans całkowity:564.86 km (w terenie 88.00 km; 15.58%)
Czas w ruchu:25:02
Średnia prędkość:22.56 km/h
Maksymalna prędkość:64.50 km/h
Suma podjazdów:3158 m
Maks. tętno maksymalne:197 (102 %)
Maks. tętno średnie:172 (89 %)
Suma kalorii:2615 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:33.23 km i 1h 28m
Więcej statystyk

Nocna wyrypa dookoła Brennej

Niedziela, 11 września 2011 · Komentarze(1)
Wpis nierowerowy, ale ciekawy i gdzieś go muszę "uwiecznić".
Około 18 wyjazd z Bratem z Mikołowa, w Żorach odbiór od Cino broni fotonowej i do Brennej. Tam kawka i ciacho w cukierni Bajka (polecam) i ruszamy.
Z Centrum Brennej zielonym szlakiem na Stary Groń, wchodząc do lasu zakładamy oświetlenie. Bratu moja czołówka świeci w okulary ale na szczęście pożyczona od Marcina jest ok. Szybkie testy i czołówa dostaje nazwę - Kwadrat (bo ma funkcję zoom, gdzie światło jest skupione w kwadrat - kształt emitera). Kwadrat ma trzy tryby - extremalnie mocny, za mocny, disco. W trybie extremalnie mocnym i z kwadratowym zoomem po oświetleniu liście i kora zaczyna dymić. Moja czołówka świeci znacznie słabiej, ale do normalnych pieszych wędrówek sensowniej. No i mam tryb Predator - diodę czerwoną :).
Ze szczytu Starego Gronia pierwsze fotki na GOP, na grzbiecie spotkaliśmy też ekipę młodzieży rozbitej z namiotami na polanie, imprezowali ostro a że zgasiliśmy lampy to nas nie zauważyli. Dalej zeszliśmy trochę ze szlaku postraszyć kumpli od młodszego brata, nocujących tego dnia na Hołcynie, niestety przez lekką mgłę nie udało się wykorzystać mocy drugiej latarki od Cino, którą ochrzciliśmy mianem Spawarki. Kwadrat jest bardzo mocny, ale Spawarką można by z bliska gotować gałki oczne. Moja Bocialarka w porównaniu do Spawarki nadaje się do straszenia bocianów ;(
Dalej grzbietem Starego Gronia aż na Grabową, misternie ułożony plan zakładał oświetlenie naturalne w postaci Księżyca, pełnia za dwa dni, ale niestety zamiast pełni było pełne zachmurzenie. Mimo tego było na tyle jasno, że na niezalesionych terenach szliśmy bez lampek.
Z Grabowej na Kotarz, fotki na niesamowicie oświetlony Szczyrk widoczny z Węgierskiego a potem popas na ławeczce nad Chatą Wuja Toma, gdzie odbywała się jakaś impreza. Musiało być fajnie, śpiewali sobie Białego Misia i inne szlagiery... Kusiło nas zrobić im Kwadratem, Spawarką i Predatorem małe kuku, ale żal się ich zrobiło i odpuściliśmy.
Podejście na Klimczok standardowo strome, później trawersując zbocze czerwonym szlakiem fotki na piękną panoramę Bielska Białej. Ze schroniska na Klimczoku odgłosy hucznej imprezy, my jednak tylko kolejne fotki i żółtym szlakiem w stronę Błatniej.
Na Błatniej jest charakterystyczny "punkt widokowy" w postaci dwóch studzienek kanalizacyjnych (wiem, dziwne ale prawdziwe), stamtąd planowaliśmy dłuższą sesję foto na GOP. Nieziemski widok skusił jednak również grupę młodzieży (pewnie studentów), którzy parę metrów niżej rozpalili ognisko i ostro dawali czadu. Szczyt Błatniej jest niezalesiony, więc doszliśmy do niego bez lampek, kilku młodzianów ewidentnie poczuła się nieswojo kiedy nas zobaczyli. Cóż, ich było ze 20, nas dwóch, przyszliśmy od 2 w nocy z lasu, po ciemku, co gorsza nie baliśmy się ich. Mieliśmy tam u góry niezły ubaw, po chwili na górę wdrapał się jeden taki bogobojny, pewnie ministrant, co na całe gardło psalmami błagał Dobrego Pana, żeby mu odpalił fajkę. Pozostali próbowali go uciszyć, ale kto by tam buzujące promile uciszył... Długo więc na górze nie zabawiliśmy, parę fotek, łyk kawy i do Brennej. Tylko w głowie myśl, żeby ich zajść od tyłu, ze Spawarkom i Kwadratem, żeby uciekając dopiero w Bielsku się zatrzymali :)
Schronisko na Błatniej ciche za to imprezka na Ranczu, ale że szliśmy znowu bez światełek więc nas nie zauważyli. Kawałek dalej na rozwidleniu szlaków w oddali zamajaczyło nam kilku kolesi, pewnie kumpli tych z Rancza, ale akurat Bracik szukał szlaku i ich omiótł Kwadratem, i jakoś się spłoszyli i zniknęli ;)
Zejście do Brennej zielonym szlakiem było błędem, ostatnio nieco "zbłądziłem" i szedłem obok wieży przekaźnika starym szlakiem czarnym, skąd jest piękny widok na miasto. Zielony szlak jest dosyć stromy i prowadzi wśród drzew, późniejsze odbicie na czarny do centrum nie pomogło, bez żadnych fajnych widoków wyszliśmy obok Straży Pożarnej. W Centrum jakieś disco, sporo wyrostków, ale znowu jakoś widok dwóch kolesi maszerujących z kijami, po ciemku, bez obaw, ich wystraszył :)
Fotka Kościoła i do Mikołowa, gdzie dotarliśmy około 4:15, pustą wiślanką jedzie się elegancko :)

Podsumowanie: Trasa łącznie ok. 25km, czas ruchu 5:33, czas łączny 7:30, 1250m przewyższeń. Temperatura średnia, 10 września, w górach, w nocy - 18 stopni. Szok, tego nie przewidziałem, miałem krótki rękawek w który było za zimno i cieńki polar, w którym było za ciepło. Kto to widział we wrześniu w nocy 18 stopni? Kolejny problem, czy może raczej fakt, to czas robienia fotek. Jedna fotka w nocy zajmuje 30-60s + zapisywanie drugie tyle. Do tego trzeba wyciągnąć statyw, parę fotek i 10 minut w plecy. Na przyszłość trzeba to brać pod uwagę kalkulując czasy przejścia. Z dobrym oświetleniem prędkość marszu nie jest niższa niż w dzień, chociaż zdecydowanie wygodniej jest mieć kijki + czołówkę. Spawarka czy Bocialarka sprawdzały się słabo, bo albo trzeba trzymać latarkę wysoko, ale ręka puchnie, albo nisko, ale cienie utrudniają marsz. Do tego strasznie się "obraz trzęsie" :)

Fotki:

Brenna wieczorem


Brat się świeci


GOP z Starego Gronia, na pierwszym planie Skoczów




Pasmo Kotarza i Skrzycznego ze Starego Gronia, pomarańczowa łuna to prawdopodobnie światła Szczyrku


Brat i Kwadrat


Widok na GOP spod Kotarza


Skrzyczne


Szczyrk z Węgierskiego




Imprezowa Chata Wuja Toma


GOP ze zbocza Klimoczka


Skrzyczne i Szczyrk by night


GOP z siodła pod Klimczokiem


GOP z Błatniej




Wielka Czantoria, Barania i inne, z Błatniej. Księżyc wychodzi zza chmur


Brenna


Księżyc wyszedł zza chmur około 3 w nocy. Już po wycieczce :(


Bohaterowie wyprawy :) (dzięki Marcin)

Nocny Chudów

Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria po cimoku
Już po ciemku wypad w stronę Bujakowa, tam przedarłem się w kierunku Chudowa. Śląsk nocą jest piękny, na wsi czy w górach takiej iluminacji nie ma. Powrót DK44. Oszczędnie, próba wyższej kadencji.





Ornontowice (OMC Chudów)

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria po cimoku
Po prawie miesięcznej przerwie znowu w siodle. Nie żałuje, na urlop w góry zabrałem co prawda rower, ale nie miałem ochoty na niego wsiadać. Taki ze mnie piździpączek. Za to całkiem sporo sobie pochodziłem po Beskidzie Śląskim, z żonką i samotnie, ogólnie - wypas. M.in. pieszo przeszedłem fragmenty Enduro Trophy Brenna 2011 oraz Beskidy MTB Trophy, i nie mam pojęcia jak na takich trasach można jeździć na rowerze. Wracając z Baraniej Góry, na Zielonym Kopcu spotkałem rowerzystę na hardtailu, i pełen szacunku powiedziałem "wow", ale przyznał się, że pchał/niósł :)
W tym sezonie zacząłem chodzić z kijami trekingowymi, i mega wypas, nie wiem jak mogłem wcześniej chodzić bez, kolejne odkrycie to camelbak w plecaku, można napierać bez zatrzymywania się :)

A dziś wyjazd z myślą o Chudowie, ale w Bujakowie jakiś remont drogi i przegapiłem skręt na Chudów, więc pojechałem przez Ornontowice do Orzesza i powrót przez górkę Św. Wawrzyńca i łaziskie górki. O 21 już ciemno :(


Bizon żerujący o zmierzchu

Podleska pętelka wieczorową porą

Piątek, 15 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Nieco nieoczekiwanie Julka zdecydowała się na kąpiel i spanie o 18.30, a skoro tak to naplompawszy kółka w szosówce ruszyłem na podbój Podlesia, Piotrowic itd.
Po każdej dłuższej przerwie od szosówki jestem pod wielkim wrażeniem jak toto szybko jeździ, jak lekko się wjeżdża pod górki :)
Podjazd przy kopalni Barbara zrobiłem dziś w 6m37, a wedle garmina jest tego 2.44km, 54m przewyższenia, więc średnia 22.2km/h pod górę :)
Nieco się pogubiłem na Szarych Szeregów, ostro pod górę i zapomniałem skręcić w prawo, potem jeszcze raz zamiast w prawo skręciłem w lewo na Kostuchnę, zorientowałem się po 100m, a następnie stałem prawie 10m na przejeździe kolejowym...
Ogólnie jest super :)

Nocne Borówki

Środa, 23 marca 2011 · Komentarze(3)
Kategoria gps, po cimoku
Wiosna! Czyli można kulturalnie, o 22.30 wsiąść na rower, i pojechać na borówki, tfu, do Borówki, tj. Borowej Wsi. Jak dotąd unikałem DK44 (czytaj tchórz, cykor) ze względu na duży ruch, ale przed 23 da się jechać, asfalt świetny, pobocze szerokie, w większości teren oświetlony.
Do Borówki byłem pod wrażeniem mojej cudownej mocy (tzw. noga podaje) zwłaszcza, że miałem boczno-czołowy wiatr. Zawróciwszy jednak okazało się, że te cudowne moce mają prozaiczną nazwę "z górki". Więc powrót pod górkę, ale i tak nieźle się jechało. jak będę miał nieco więcej czasu to sobie skoczę do Gliwic :)

PS. Jako że nocnych fotek nie mam, to pochwalę się moim "pożegnaniem zimy". W piątek spadł śnieg, dużo śniegu, co bardzo mnie ucieszyło, bo dzięki temu udało mi się zabrać Julkę na biegówki. Daleko nie mieliśmy, wystarczył ogród, było superancko.









Hi: 0:34, In: 0:13, Cad: 84

Oszukany przez ICM'a

Środa, 6 października 2010 · Komentarze(3)
Kategoria gps, po cimoku
Moje dziewczyny pojechały na trzydniową wycieczkę. Jako że w środę po południu muszę Je odebrać, pozostały mi poniedziałek i wtorek. Sprawdziłem prognozę pogody i wybrałem wtorek. Wziąłem dzień urlopu, by cały dzień spędzić na rowerze. W poniedziałek wieczorem zrobiłem sobie 11.5km z kijkami, później zabrałem się za przygotowywanie trasy. Silny wiatr ze wschodu przekreślił plany na Racibórz, ostatecznie wybrałem Bielsko-Biała, Oświęcim i może coś jeszcze.

We wtorek o 8 rano deszcz. Zakopałem się pod kołdrę, ale o 9 dalej deszcz. Przestało około 13, na rower wybrałem się dopiero o 15. Najśmieszniejsze, że ICM ciągle pokazywał brak opadów, więc w żaden sposób nie byłem w stanie przewidzieć co dzień przyniesie.

Jako że ciągle mocno wiało ze wschodu popędziłem na Giszowiec. Myślałem, że może uda się jakieś ładne jesienne fotki pstryknąć, ale niestety pochmurno, nic ciekawego nie wyszło. Dalej pojechałem do Mysłowic, tam wskoczyłem na zieloną drogę rowerową nr 7. Spora część trasy prowadzi niezbyt fajnymi drogami, a to jakieś kałuże wzdłuż torów, to jakieś mokre piachy, do tego silny wiatr i pochmurno - ogólnie deprecha.
W Dziećkowicach rozwidlenie szlaków, po namyśle skręciłem w lewo by wjechać w tereny administracyjne Jaworzna. Tam przeanalizowałem mapkę tras rowerowych, zweryfikowałem ją z moją papierową mapą i wybrałem szlak niebieski wzdłuż Zbiornika Dziećkowice. No i tutaj wielka wtopa, o ile zielona siódemka oznakowana wzorowo, to niebieski szlak to jeden drogowskaz w lewo, a kolejny znaczek na moście na Przemszą, zobaczcie zresztą na zdjęciach :). Zerknąłem na mapę, w głowie myśl - Przemsza po lewej, pod A4, potem w prawo i po lewej woda. No tylko że dojechałem do jakiegoś płotu, udało się podciągnąć na tyle, żeby zobaczyć wodę, no ale co to ma być. Niby jakaś droga była, ale toto zaorany piach a nie droga, zawróciłem pod A4. Zaczynało się ściemniać, ja bez pomysłu gdzie dalej, odpaliłem TrekBuddego, wyjąłem papierową mapę i zacząłem analizować. No i po chwili już wiedziałem, po pierwsze rzeczywiście dookoła zbiornika na mapie jest taka jakby obwódka z kropeczkami. Czyli płot. Po drugie, to wg mapy powinienem mieć Przemszę po lewej, ale też jakąś dróżkę, a ja byłem przy samej wodzie. Czyli rower w garść i na przełaj jakiś szlakiem zwierzyny łownej niczym jeleń. No i kawałek dalej znalazł się i asfalt, i woda, ale miałem już tego wszystkiego dosyć. Po asfalcie popędziłem (i to jest dobre określenie, wcześniej jechałem pod wiatr, z wiatrem jest duuuużo szybciej) do Imielina, stamtąd do Hołdunowa, ul. Murckowską do Wesołej i w lewo na ul. Beskidzką. W Wesołej wesoło już nie było, bo ciemno i chłodno, do tego coraz większy ból kolana, które od niedzieli nieco dokucza. Podjazd przy Bożych Darach na luzaku, bo z wiatrem, podobnie przy Barbarze.

Tak to mnie prognoza pogody wy%&*#ła, piękny poniedziałek, piękna środa, a ja wolne we wtorek. Life is brutal...


Udało mi się uchwycić jedyną słoneczną chwilę


Staw Janina


Jak dobrze nie musieć tkwić w blachosmrodzie


Pochmurny Giszowiec


Extra panorama ze szczytu Mysłowic


Ranny ptaszek


Ścieżka rowerowa wzdłuż A4


Czysta energia - Elektrownia Jaworzno


Niezły hardkorowy zjazd


Szlaki rowerowe Jaworzna


Most nad Przemszą dla twardzieli


Zbliżenie - znak szlaku rowerowego. Morał - na wycieczki bierz linę


Zbiornik w Dziećkowicach. Jak widać.


Tędy mam jechać?


Zbiornik Dziećkowicki


Mikołów by night



Pulsometr pokazał:
Lo: 0:37; In: 2:25; Hi: 1:15; avg: 154; max: 193
Kadencja: 72

Testy pętelki

Czwartek, 16 września 2010 · Komentarze(3)
Kategoria gps, po cimoku, szosa
Po ponad dwumiesięcznej przerwie znowu dosiadłem szosówkę, znowu pod wrażeniem jestem lekkości i zwinności. Przyzwyczaiłem się jednak do luksusu w postaci cywilizowanych manetek i wkurzają mnie manetki na ramie. Słaby avg wynika głównie z jazdy po ciemku (księżyc za chmurami), ale też z niemożności sprawnego redukowanie "biegów".
W ramach utrudniania sobie życia szukam sobie trasy na godzinkę, może półtorej, z wieloma przewyższeniami. Dzisiejsza pętelka z dwukrotnym podjazdem na górę św. Wawrzyńca oraz podjazdami na Sośnią Górę i góreczki łaziskie dały łącznie wg. sportypala 250 metrów podjazdów.
Dziś również dzień testów - sportypal na Androidzie śmiga aż miło, ocieplane długie gacie rowerowe grzeją aż miło, zwłaszcza te części ciała, o które np. Kosma martwić się nie musi ;). No i last but not least, pulsometr. Kupiłem cudo z allegro marki sanitas ze 3 lata temu, trochę używałem i porzuciłem. Ostatnio go odkopałem, wyposażyłem w bateryjki i działa. Morał z pulsometru:
Mój teoretyczny maksymalny puls: 220 - 29 = 191
Na pulsometrze ustawiłem strefę w granicach min = 65%, max = 83%
Dzisiejsza przejażdżka to Lo = 4 min, In = 31 minut, Hi = 56 minut
Max z dzisiejszej wycieczki to 197 (czyli powyżej max?), avg = 168, czyli średnia przekracza górną granicę strefy.
Chyba nie dobrze, ale nie wiem, muszę poczytać...

Mapka i inne dane na sportypalu


Mapka na gpsies, na podstawie pliku gpx obrobionego na gpsvizualizerze

II Zabrzańska Rowerowa Masa Krytyczna

Piątek, 10 września 2010 · Komentarze(15)
Kategoria po cimoku, gps
Wczoraj dowiedziałem się od Sąsiada o II Zabrzańskiej Rowerowej Masie Krytycznej. Trochę guglania, bikeroutetoaster do sprawdzenia ile czasu zajmie dojazd na Plac Wolności w Zabrzu i nieśmiała myśl - może dam radę?
Dziś wyrwałem się z pracy godzinkę wcześniej, około 17 wyjeżdżałem z Mikołowa. Na start miałem nieco ponad 20 km, do tego znałem tylko połowę trasy. Objedzony michą makaronu z grzybami miałem jednak niezłe tempo, mimo drobnego błądzenia w Rudzie Śląskiej do celu dotarłem z avg bliskim 27km/h, a ponad połowa drogi to leśne ścieżki a pod koniec zatłoczona ul. 1 Maja.
Już w Zabrzu nie wiedziałem gdzie mam jechać, stojąc na światłach zapytałem rowerzystę z dzieciakiem w foteliku gdzie na Masę Krytyczną, odkrzyknął - jedź za nami. Na miejscu Sąsiad i większość ekipy Huragana, chwila na pstrykanie fotek, rozdawanie ulotek itd i startujemy. Organizator uprzedza - mamy uważać na Policję, mogą chcieć wlepiać mandaty, dojeżdżając do czerwonych świateł mamy się zatrzymywać, ale jeżeli Masa wjedzie już na skrzyżowanie, to nawet kiedy światła zmienią się na czerwone - mamy jechać. No i jedziemy, tempo ślimacze, ok 10km/h, na szczęście huraganowe chłopaki mają tyle fascynujących opowieści, że czas się nie dłuży. Gdzieś po drodze mija nas djk71, niestety w blachosmrodzie, nie każdemu było dane wyrwać się z pracy :(. Jedziemy sobie powolutku, Policja jednak stanęła na wysokości zadania, blokują dla nas skrzyżowania i pilnują ruchu. Przechodnie robią nam fotki, jest jak na paradzie. Dojeżdżamy na metę - pl. Wolności, gdzie zastajemy bufet - przepyszne banany.
Huraganowcy są w większości z Zabrza, ale nasze drogi się częściowo pokrywają, ruszamy zatem silną ekipą przez ul. 1 Maja. Chłopaki z Huragana - to może być dla czytelników mylące, myślę że dla wielu z nich mógłbym być synem, a dla części - wnukiem... a zasuwają tak, że trzeba ostro kręcić, żeby nie zostać w tyle. Po drodze koledzy wykruszają się, aż zostajemy sami z Sąsiadem, do domu wracamy przez Makoszowy, Przyszowice, kawałek dalej w stronę Chudowa oglądamy zalaną drogę do gospodarstwa i pędzimy dalej, pod zamek. Tam krótka sesja zdjęciowa i przez Chudów, Paniowy, Rusinów i Retę do domu. Pod koniec zaczęło lekko mżyć, na szczęście prawdziwy deszcz nas nie złapał.
To była moja pierwsza Masa Krytyczna, bardzo fajne doświadczenie, z pewnością będę chciał się wybrać na kolejne, myślę też o Katowickiej i Tyskiej Masie.
Jazda w grupie to coś do czego nie jestem przyzwyczajony. Dzięki za huraganowe zaproszenie na niedzielne kręcenie, może uda się następnym razem? Chociaż mam wątpliwości, czy nie jestem czasem za młody, za słaby na takie wycieczki.
Tutaj po raz kolejny pojawia się moja wątpliwość. Normalnie napisałbym, że jeżdżę jak baba, albo jak dziadek. No tylko, że nie jeżdżę jak baba, choć bym chciał (i nie mówię to o Maji), no i jak widzę, nie jeżdżę jak dziadek, choć jak będę dużo ćwiczył, to może za te 20-30 lat nabiorę kondycji...
Dzięki Sąsiedzie za super wyjazd, jednak - w kupie raźniej :)


Huraganowe Chłopaki przed


I po

Po metry

Wtorek, 7 września 2010 · Komentarze(9)
Kategoria gps, po cimoku
Dziś jak zwykle nieoczekiwanie na rower wsiadłem o 18.40, przed wyjazdem szybki rzut oka na mapę Powiatu Mikołowskiego i decyzja - przejadę się pieszym niebieskim "Szlakiem Obrońców Polskiej Granicy". Ponieważ z braku czasu wycieczka miała być krótka, postanowiłem też poszukać podjazdów. Zacząłem od ul. Rybickiego na przeciwko starego basenu, za bajtla ta górka pozostawała poza zasięgiem, teraz - jest może i stroma, zwłaszcza pod koniec, ale króciutka :). Potem Starą Drogą do Łazisk Dolnych, pod pomnik, do Średnich i obok Stawu Barcz do Zawiści. W lesie całkiem ciemno, podjazd na górę Św. Wawrzyńca trochę straszny, bocialarka dobrze świeci do przodu, ale na boki już gorzej, ciężko się wypatrywało oznaczeń niebieskiego szlaku. Z góry zjechałem ul. Myśliwską do Bujakowa, a stamtąd na oświetlony na różowo Zamek w Chudowie. Popstrykałem parę fotek, zjadłem batonika i wróciłem do Bujakowa, bo chcąc sobie popodjeżdżać musiałem zdobyć Sośnią Górę. Jakoś mam wrażenie że po ciemku lepiej mi się zdobywa górki, nie myślę o tym, że jeszcze daleko, bo i tak nie widzę, więc - pedałuję i już. Powrót klasycznie ul. Łączną i Retą Śmiłowicką, górkę na ul. Konopnickiej zrobiłem z prędkością powyżej 20km/h.
Problemem jest temperatura, wycieczkę kończyłem mając na sobie termiczną koszulkę z długim rękawem, na to rowerowa też z długim, na to wiatrówka oczojebna a na to bezrękawnik z Lidla, 100% folia :). No i na podjazdach za ciepło, a na zjazdach wieje, a temperatura 10 stopni. Co to będzie w grudniu?


Różowy??


No i wyszło mi tylko 344m podjazdów :(, kadencja 79

Sierpniowy tysiak

Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 · Komentarze(4)
Kategoria gps, po cimoku
Weekend rodzinno-nierowerowy, dziś od rana odświeżałem ICM'a w poszukiwaniu pogody. Prognoza zdecydowanie niekorzystna - w poniedziałek ogólnie deszczowo, przejaśnienia między 18 a 21. Wtorek - cały dzień deszcz, momentami może nawet ulewny. Plan - dokręcić niecałe 50km.
Wyrozumiała żonka puściła mnie wcześnie, chwilę po 18 wyruszałem. Standardową asfaltową pętelkę do Przyszowic nieco zmodyfikowałem - do Bujakowa dojechałem ul. Myśliwską z Góry Św. Wawrzyńca - bardzo ładna malownicza droga. Na powrocie dojeżdżając do Bujakowa rozpadało się, niby nie mocno, ale po ciemku deszcz jest dla mnie bardzo uciążliwy. Bez okularów się nie da, bo leje w oczy, w okularach nie lepiej, bo mokre i parują, światła samochodów z naprzeciwka oślepiają, a wycieraczek nie ma. W Chudowie avg prawie 27km/h, dalej niestety spadek właśnie ze względu na słabą widoczność, pod koniec jechałem około 20km/h wypatrując dziur pod kałużami. Średnia przyjemność, ale jeżeli chcę pojeździć jesienią to muszę się chyba do tego przyzwyczaić.

Podsumowując, sierpień jak dla mnie bombowy, udało się wykręcić 1000km, wiem, twardziele jak Wilk robią 1008 km w mniej niż 72h, jako młody tata jestem jednak bardzo dumny z tego wyniku. W ramach urlopu wakacyjnego 2010 zrobiłem 970 km, niewiele brakło do tysiaka, a zaledwie dwa miesiące wcześniej, w czerwcu, cieszyłem się przekroczoną 500-tką, myśląc, że takiego wyniku długo nie pobiję.

Plany na najbliższą przyszłość - w sobotę 4 czerwca w Katowicach odbędzie się XI Rekreacyjny Rajd Rowerowy, jeżeli pogoda pozwoli to postaram się wybrać z moimi dziewczynami. W zeszłym roku Julka była zbyt mała, i około 40km to było zdecydowanie zbyt wiele. W tym roku myślę, że damy radę.
Drugi pomysł, to nocny rajd do Gliwic, główną drogą, dobrze oświetlony, w oczojebnej kurteczce, na rynku Karmi, albo i nie, i z powrotem. Zobaczymy...