Wolna majowa sobota
Sobota, 22 maja 2010
· Komentarze(0)
Wolna sobota, do tego słoneczna, cud nad cudami. Postanowiłem go wykorzystać, wybrałem się przez Ligotę Akademiki do Parku Kościuszki. Pierwszy przystanek zrobiłem sobie przy Grocie Lourdzkiej przy Bazylice w Panewnikach, gdzie trwały przygotowania do czegoś zwanego "świętem Kwitnących Głogów". Po drodze mijałem Brynów, droga zamknięta, pompowanie...
Z Parku Kościuszki planowałem wyskoczyć na 3 Stawy, muszę rozpracować jakąś lepszą drogę bo jeżdżę tak jak autem, przez Ceglaną, spory ruch którego nie lubię. Na 3 Stawach masę ludzi cieszących się pięknym słońcem, na głównej "drodze" zamkniętej oczywiście dla samochodów wytyczono pasy dla ruchu rowerzystów i rolkarzy. Tych ostatnich tłumy, m.in. ścigałem się z jednym panem na oko 50-letnim, udało mi się go wyprzedzić kiedy licznik przekroczył 37 km/h.
Początkowo myślałem, że na 3 Stawach zakończę wycieczkę i wrócę do domu, ale było tak fajnie, że postanowiłem przedłużyć nieco trasę.
Pojechałem do końca 3 Stawów z myślą, żeby zbadać gdzież to ostatnio się pogubiłem. Przejechałem pod Aleją Murckowską, i zauważyłem ścieżkę rowerową prowadzącą w las, obok drogowskaz "Porcelana Śląska". Jadąc żółtą trasą rowerową nie znalazłem co prawda żadnej porcelany, za to zgubiłem szlak :). Oznakowanie typowo polskie, to znaczy dupiate, dotarłem do kilku leśnych skrzyżowań, i zero drogowskazów. Trochę na czuja, trochę wspierany nawigacją, ostatecznie mając koniec języka za przewodnika dotarłem nad Staw Upadowy, gdzie poza masą wędkarzy spotkałem rodzinkę łabędzi.
Dalej żółtym, tym razem dobrze oznaczonym, szlakiem dotarłem pod Szyb Wilson, okolice już mi znane. Stamtąd do Nikiszowca, ładnie, ale mieszkańcy (tzw. autochtoni) nie wyglądają zbyt przyjaźnie. W kierunku Giszowca udałem się nieznanym mi szlakiem niebieskim rowerowym. Po dotarciu nad Bolinę trasa stała się znajoma, tylko że nagle piękny słoneczny dzień gdzieś znikł, zastąpiony granatowymi chmurami i odległymi grzmotami. Walcząc z porywistym wiatrem dotarłem do Giszowca, skąd popędziłem w stronę Ochojca czarnym szlakiem rowerowym. Po drodze zaczęło padać, ale - i tak nie miałem żadnego wyboru. Z Ochojca do Piotrowic prowadzi prawdziwie europejska droga rowerowa, biegnąca bokiem głównej drogi. Szkoda tylko, że polscy kierowcy nie dorośli do takich luksusów, i chcąc się włączyć do ruchu i wjechać na główną drogę zatrzymują się tuż przed nią - czyli na ścieżce rowerowej....
Z Piotrowic niebieską rowerową na Akademiki, stamtąd coraz już słabszy z braku wody (zabrałem tylko bidon 0.5l) w stronę domu. Na Kamionce słyszałem sygnał auta sprzedającego lody (Family Frost, tak to się chyba nazywało), ale niestety nie udało mi się go znaleźć.
Szkoda tylko, że nie wiem kiedy po raz kolejny uda mi się wyrwać na rower...
Zdjęcia robiłem do Nikiszowca, potem chmury i deszcz wymusiły pośpiech.
Mapka z trasy i trochę statystyk dostępne na Sportypalu
Z Parku Kościuszki planowałem wyskoczyć na 3 Stawy, muszę rozpracować jakąś lepszą drogę bo jeżdżę tak jak autem, przez Ceglaną, spory ruch którego nie lubię. Na 3 Stawach masę ludzi cieszących się pięknym słońcem, na głównej "drodze" zamkniętej oczywiście dla samochodów wytyczono pasy dla ruchu rowerzystów i rolkarzy. Tych ostatnich tłumy, m.in. ścigałem się z jednym panem na oko 50-letnim, udało mi się go wyprzedzić kiedy licznik przekroczył 37 km/h.
Początkowo myślałem, że na 3 Stawach zakończę wycieczkę i wrócę do domu, ale było tak fajnie, że postanowiłem przedłużyć nieco trasę.
Pojechałem do końca 3 Stawów z myślą, żeby zbadać gdzież to ostatnio się pogubiłem. Przejechałem pod Aleją Murckowską, i zauważyłem ścieżkę rowerową prowadzącą w las, obok drogowskaz "Porcelana Śląska". Jadąc żółtą trasą rowerową nie znalazłem co prawda żadnej porcelany, za to zgubiłem szlak :). Oznakowanie typowo polskie, to znaczy dupiate, dotarłem do kilku leśnych skrzyżowań, i zero drogowskazów. Trochę na czuja, trochę wspierany nawigacją, ostatecznie mając koniec języka za przewodnika dotarłem nad Staw Upadowy, gdzie poza masą wędkarzy spotkałem rodzinkę łabędzi.
Dalej żółtym, tym razem dobrze oznaczonym, szlakiem dotarłem pod Szyb Wilson, okolice już mi znane. Stamtąd do Nikiszowca, ładnie, ale mieszkańcy (tzw. autochtoni) nie wyglądają zbyt przyjaźnie. W kierunku Giszowca udałem się nieznanym mi szlakiem niebieskim rowerowym. Po dotarciu nad Bolinę trasa stała się znajoma, tylko że nagle piękny słoneczny dzień gdzieś znikł, zastąpiony granatowymi chmurami i odległymi grzmotami. Walcząc z porywistym wiatrem dotarłem do Giszowca, skąd popędziłem w stronę Ochojca czarnym szlakiem rowerowym. Po drodze zaczęło padać, ale - i tak nie miałem żadnego wyboru. Z Ochojca do Piotrowic prowadzi prawdziwie europejska droga rowerowa, biegnąca bokiem głównej drogi. Szkoda tylko, że polscy kierowcy nie dorośli do takich luksusów, i chcąc się włączyć do ruchu i wjechać na główną drogę zatrzymują się tuż przed nią - czyli na ścieżce rowerowej....
Z Piotrowic niebieską rowerową na Akademiki, stamtąd coraz już słabszy z braku wody (zabrałem tylko bidon 0.5l) w stronę domu. Na Kamionce słyszałem sygnał auta sprzedającego lody (Family Frost, tak to się chyba nazywało), ale niestety nie udało mi się go znaleźć.
Szkoda tylko, że nie wiem kiedy po raz kolejny uda mi się wyrwać na rower...
Zdjęcia robiłem do Nikiszowca, potem chmury i deszcz wymusiły pośpiech.
Mapka z trasy i trochę statystyk dostępne na Sportypalu