Jezioro Goczałkowickie

Czwartek, 26 sierpnia 2010 · Komentarze(4)
Kategoria gps
Dziś wielce nieoczekiwanie udało mi się wybrać na rower o godzinie 12. Tak, tej w południe, kiedy świeci słońce i nie trzeba latarki. Szok.
Mając więcej czasu niż zwykle postanowiłem wybrać się do Pszczyny. Standardowo przez Wyry i Żwaków pod Pałacyk w Promnicach, stamtąd znam fajną drogę - czerwony szlak pieszy przez Lasy Kobiórskie. Niestety, trochę się pozmieniało od kiedy byłem tu ostatni raz. Po pierwsze, nie można już przejść przez Beskidzką, na środku jest barierka. Nie jest to jednak coś, co mogłoby mnie pokonać, przeniosłem rower górą. Większy problem niestety trafił się kawałek dalej. Most na drodze którą planowałem jechać w kierunku Pszczyny jest w remoncie. Na oko nie wygląda, żeby ostro tam pracowano, tak czy siak, z rowerem nie odważyłem się tamtędy przejść. Musiałem zawrócić do Beskidziej, i wzdłuż niej, po nasypie, mając po prawej barierki a po lewej stromiznę i pokrzywy, wlec rower. Masakra. Kiedy udało mi się dotrzeć na poprzeczną drogę okazało się, że tamtędy właśnie prowadzi Plessówka, i skręca w prawo mając feralny most za sobą. Pokonanie tego kawalątka zajęło mi dobry kwadrans.
Do Pszczyny dalej już bez problemów, gigantyczne korki dla rowerzysty to nie problem, w Parku i pod Zamkiem puściutko. Na Rynku i w okolicach pokręciłem trochę w poszukiwaniu kebabów, niestety znalazłem tylko jedną budkę i trochę się zawiodłem. Na szczęście kebab i pół litra coli dało mi siły na resztę wycieczki.
Dalsze moje plany były mgliste. Ostatecznie postanowiłem odwiedzić w końcu Jezioro Goczałkowickie, nad którym jeszcze nie byłem. Pojechałem Wiślańską Trasą Rowerową, która na odcinku między Pszczyną a Goczałkowicami jest poprowadzona fatalną drogą. Bardzo zniszczony asfalt, olbrzymie drzewa na poboczu na wąskiej drodze o dużym natężeniu ruchu to nie to co lubię. Kawałek przed Zaporą spotkałem rowerzystę pytającego o drogę, tej nie znałem ale wg mapy prosto co też wyjaśniłem. No i rzeczywiście, przyjemny zjazd i zapora nad Jeziorem Goczałkowickim, które swoim ogromem wielce mnie zafascynowało. Całą drogę walczyłem z silnym, dochodzącym do 30km/h wiatrem, ale na zaporze powodował on taki szum fal, że czułem się jak nad morzem....
Czas jednak nie jest z gumy a do tego nie miałem należycie zaplanowanej trasy powrotnej. Nie zabrałem Trekbuddego, musiałem zatem posiłkować się papierową mapą "setką", do tego aż do Wisły Wielkiej jechałem pod wiatr. Tam na szczęście skręciłem w kierunku Suszca, czyli ogólnie na północ, i wmordęwind nagle zamilkł, pędziło się w ciszy i spokoju, tylko na liczniku jakoś łatwo te 35 się pokazywało... Aż do Królówki częste postoje i analizy którędy jechać, dalej już drogę znałem. W Łaziskach udało się w końcu dopaść otwarty sklepik, od dobrych 15 km miałem puste bidony i sucho w gardle. Końcowe podjazdy w Łaziskach z wiatrem w plecy zrobiłem bez problemów.

Piękne lasy kobiórskie


Feralny most w okolicach Kobióra


Tak wyglądała moja droga skarpą


Ciekawa dzwonnica


Jest i Pałac


Urokliwe pszczyńskie uliczki


Jak morze


Wszechobecne góry


Jezioro Łąka


Lokalne industrialne widoczki

Komentarze (4)

Na rury przy moście zerkałem, ale z rowerem bałem się tam włazić. A do Gliwic ciągle nie dotarłem, nie wykluczam, że inauguracja będzie nocą główną drogą - gliwicką :)

mnmnc 21:29 sobota, 28 sierpnia 2010

Trasę którą opisałeś robię dość często ;) Tzn do Pszczyny i z powrotem (nie do Goczałkowic). Z tym mostem to jest taka sprawa, że on jest to przejścia. Po bokach są rury o ogromnej średnicy. Wystarczy na nie wejść i przeprowadzić rower. Ja zawsze tak robię ;) Nie ma strachu więc. Wcześniej przed tym mostem jakbyś się wrócił w stronę Tychów (do autostrady) to jest tam przejście dla pieszych przez nią i dla rowerzystów (barierki w tym miejscu nie ma na odcinku kilku metrów). Więc nawet z rowera zsiadać nie trzeba. Trasa ogólnie jest super jako że jedzie się dużo w lesie, po asfalcie :D trochę też po ubitej drodze. ;)
Btw. odważyłeś się wreszcie wyskoczyć rowerem do tych Gliwic? :D

intruz 20:05 sobota, 28 sierpnia 2010

Hehe, masz rację. Parę dni temu miałem okazję przejechać się między Karviną a Czeskim Cieszynem, ich oznakowania to przyjemność. Że nie wspomnę o Holandii, gdzie w sumie rozpoczynałem z przygodę z "poważniejszym" rowerowaniem, gdzie sama idea "mapy rowerowej" jest nie do pomyślenia. Tam bierzesz mapę, i jeżeli jest jakakolwiek droga, to albo obok będzie rowerówka, albo ewentualnie będzie wydzielona w ramach istniejącej drogi samochodowej.
A u nas...

mnmnc 19:10 czwartek, 26 sierpnia 2010

najprościej postawić znak... patrząc na inne kraje to jest przecież nie do pomyślenia:/

k4r3l 18:47 czwartek, 26 sierpnia 2010
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa siepr

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]