Jezioro Rybnickie
Dojazd do żółtego szlaku (nr 2) z Orzesza do Raciborza znałem, przez Łaziska i drogą wzdłuż torów do Orzesza, lasami do Jaśkowic do punktu początkowego dwóch szlaków - mojego, żółtego, i czerwonego, na Górę Ramżę. Pierwsza część trasy to walka z błotem i piachem, trochę zjazdów, ogólnie nieźle. Pierwsze zdziwko to autostrada A1, która znienacka przecięła mi drogę... nie wiem czy ta furteczka to jakiś teleport, nie zdecydowałem się również na pokonywanie jej na przełaj. Rzut oka na TrekBuddego i tragicznie rozoraną "drogą" wzdłuż autostrady w kierunku mostu kolejowego. Dalej nieco po omacku do Czerwionki w poszukiwaniu zaginionego szlaku, chwilę nim, potem dwa prdlne psy, przed którymi dałem dyla, gubiąc znowu szlak. No i znowu po omacku, zresztą ten, co wymyślił rowerową drogę po jakimś żużlu obok torów to powinien dostać nagrodę. Albo za pomysł ścieżki rowerowej po schodach. Dalej szlak się uspokoił, chociaż momentami zamiast prowadzić prosto przez wsiowe uliczki mędrcy wymyślili, żeby było ciekawiej, a z nimi zgodzili się budowlańcy, i trzeba było rower nieść. A to Polska właśnie.
W Rybniku-Kamieniu (jak to się odmienia?) żółty szlak połączył się z niebieskim (nr 281), kawałek pojechałem nim, by skręcić w czarny (nr 30, im. Jana Pawła II), który prowadził nad Jezioro Rybnickie krótszą drogą. Z krótkości tej nie byłem do końca zadowolony, trochę dziwnych zakoli na mapie postanowiłem ściąć. Co oczywiście skończyło się piachem, błotem i pchaniem. Ostatecznie dojechałem do ul.Gliwickiej, z niej zjechałem na ul. Edukacji Narodowej i dojechałem do zagubionego szlaku czarnego, niebieski był w gratisie. Objechałem sobie Jezioro, na zaporze fotka, postój w ośrodku sportów wodnych, gdzie odbywała się jakaś impreza dla dzieciaków, masę maleńkich niebieskich żaglóweczek, szum fal, bardzo przyjemne miejsce na batonika i Osha. Na drugi koniec jeziora (ten bliższy) popędziłem ul.Rudzką, szlak był zbyt urozmaicony, a czas zaczynał gonić.
Początkowo myślałem, że dam radę wjechać do Rybnika, jednak kluczenie po lasach zmarnowało sporo czasu, postanowiłem zatem wrócić szlakiem żółtym. Tutaj drugie poważne zdziwko, do Wielopola droga super, ale w lesie drwale zaszaleli, widać zresztą na zdjęciach. No i znowu piachy i błota, dojazd od jeziora do Kamienia zajął mi prawie 40 minut.
Do autostrady już na szybciora, dalej jednak odechciało mi się już zabaw w leśnego ludka, skręciłem w lewo na szlak niebieski (nr 291) do Dębieńska, skąd drogę przez Ornontowice, Bujaków i Retę Śmiłowicką znam doskonale.
PS.1 Mimo kilku uwag jestem pod wielkim wrażeniem jakości znakowania dróg w Subregionie Zachodnim. Jest jednak światełko w tunelu, wg NOL'a powiat mikołowski dostał 3mln na ścieżki rowerowe. No i czyżby już działali, na drodze wzdłuż torów między Łaziskami a Orzeszem na drzewach namalowano białe tabliczki, wygląda to jak podkład na którym brakuje jedynie rowerka.
PS.2 I jeszcze jedno małe ale, co to ma być, icm coś ostatnio cygani, dziś max miało być 14-15 stopni, i tak też się ubrałem, a tu na powrocie ponad 18, a ja bez niczego lżejszego.
PS.3 A wczoraj to na rowerze nie byłem, byłem za to przetestować kijki do Nordic Walking, fajna sprawa.
Pogromca avg
Magiczne przejście przez autostradę
Wypasione mapki i znakowania
Śląskie klimaty
Widok z zapory, na kokpicie nowy gadżet - pulsometr
Prawie może morze
Z pozdrowieniami od drwali
Stamtąd przyjechałem (he he he)
Ścieżka rowerowa po byku. Dla starych (i młodych) wyg foto-zagadka: gdzie ukryto znak szlaku rowerowego?
Zabytkowe budownictwo w Czerwionce (lub Leszczynach)
Nie jest źle, kółko się jeszcze mieści
Pulsometr pokazał:
Lo: 0:22; In: 2:52; Hi: 1:50; avg: 157; max: 192
Kadencja: 73