Rodzinna Przystań
Czwartek, 12 maja 2011
· Komentarze(1)
Dziś po raz pierwszy żonka wiozła Julona w foteliku. Specjalnie wybrałem możliwie płaską (moim zdaniem) trasę, czyli żelazny punkt programu - Przystań.
Córa twarda, 1 glebę zaliczyła kiedy na piaszczystym podjeździe za Kłodnicą wyprzedziłem żonkę, która zahamowała. I bęc. Obyło się bez ryczenia (jak mawia Julka), popedałowaliśmy dalej. Na Przystani tłumy, my Karmi, Julka oczywiście loda, troche trwało zanim się z nim uporała, jak skończyła pojechaliśmy.
Droga powrotna nieco inna - chciałem pokazać dziewczynom hałdę KWK Halemba którą już opisywałem. Ogólnie się podobało, niestety zjazd jest dosyć stromy (zwłaszcza najwyższy element), zjechałem swoim, sprowadzając rower żonki z Julką w foteliku zahaczyłem pedałem o nogę i wywaliłem córę na glebę. Ryczała. Ale krótko, konstrukcja fotelika jest rewelacyjna - tak bardzo jest obudowany dookoła że nie ma szans żeby takie coś zaszkodziło.
Córa z żoną zeszły na nogach, ja zjechałem rowerami, zanim skończyłem Julka już mnie pocieszała "tatusiu, nie martw się, nic się nie stało, wywaliłeś się ale to się czasem zdarza". Banan na zgodę i pojechaliśmy Doliną Jamny do domciu.
Tempo "średnie" :), za to na wybranych podjazdach dawałem ostro. Upewniam się coraz bardziej, że moje Max HR zmierzone poprzednim pulsometrem, wynoszące 227, nie jest prawdziwe. Na Garminowym pulsometrze max który udało mi się wycisnąć to 202, pewnie jeszcze dałbym radę coś wykrzesać, ale nie 227. Do dalszej obserwacji.
Fotki:
Pierwszy podjazd za nami
Jak się jeździ samemu to jakoś górek jest mniej
Grunt że córa zadowolona
Po wywrotce
Relax
Kto zgadnie gdzie były łabędzie?
Tam!
Popołudnie pochmurne, ale wieczór słoneczny
Ale maszyny :)
Przejechałbym się
Księżycowy krajobraz
Lans na hałdzie
Po drugiej wywrotce "tatusiu nie martw się"
A to co?
Pierwsze rany (ranki), Julka chciała "leczyć" za pomocą opaski odblaskowej :)
Córa twarda, 1 glebę zaliczyła kiedy na piaszczystym podjeździe za Kłodnicą wyprzedziłem żonkę, która zahamowała. I bęc. Obyło się bez ryczenia (jak mawia Julka), popedałowaliśmy dalej. Na Przystani tłumy, my Karmi, Julka oczywiście loda, troche trwało zanim się z nim uporała, jak skończyła pojechaliśmy.
Droga powrotna nieco inna - chciałem pokazać dziewczynom hałdę KWK Halemba którą już opisywałem. Ogólnie się podobało, niestety zjazd jest dosyć stromy (zwłaszcza najwyższy element), zjechałem swoim, sprowadzając rower żonki z Julką w foteliku zahaczyłem pedałem o nogę i wywaliłem córę na glebę. Ryczała. Ale krótko, konstrukcja fotelika jest rewelacyjna - tak bardzo jest obudowany dookoła że nie ma szans żeby takie coś zaszkodziło.
Córa z żoną zeszły na nogach, ja zjechałem rowerami, zanim skończyłem Julka już mnie pocieszała "tatusiu, nie martw się, nic się nie stało, wywaliłeś się ale to się czasem zdarza". Banan na zgodę i pojechaliśmy Doliną Jamny do domciu.
Tempo "średnie" :), za to na wybranych podjazdach dawałem ostro. Upewniam się coraz bardziej, że moje Max HR zmierzone poprzednim pulsometrem, wynoszące 227, nie jest prawdziwe. Na Garminowym pulsometrze max który udało mi się wycisnąć to 202, pewnie jeszcze dałbym radę coś wykrzesać, ale nie 227. Do dalszej obserwacji.
Fotki:
Pierwszy podjazd za nami
Jak się jeździ samemu to jakoś górek jest mniej
Grunt że córa zadowolona
Po wywrotce
Relax
Kto zgadnie gdzie były łabędzie?
Tam!
Popołudnie pochmurne, ale wieczór słoneczny
Ale maszyny :)
Przejechałbym się
Księżycowy krajobraz
Lans na hałdzie
Po drugiej wywrotce "tatusiu nie martw się"
A to co?
Pierwsze rany (ranki), Julka chciała "leczyć" za pomocą opaski odblaskowej :)