Rano Prometric, później mail z ostateczną wersją pracy, a potem - zasłużony rower. Powtórka z rozrywki z wtorku, ale bez Bracika. Test - ile można wyciągnąć w terenie. Mało. Dużo wolniej niż po asfalcie, i to mimo tego, że cały czas ostro. Ale - super fajnie. Avg = brak fotek, więc trochę się pochwalę:
MCTS 70-659: Windows Server 2008 R2, Server Virtualization
Intensywna praca umysłowa przerwana szybkim wypadem z Bracikiem, testującym swojego nowego rumaka. Kierunek - Ligota Akademiki, ale tuż przed skręt w lewo na żółty na Starganiec, i w prawo pod pomnik (ale nie wiem jaki). A potem przyjemny mini-singiel (ale nic z tych rzeczy które można zobaczyć u Czarnej Mamby). Wyjazd na Owsianej, skąd przez Stare Panewniki na Przystań, gdzie zrobiliśmy sobie po sweet-foci i dalej, wzdłuż torów i na niebieski szlak aż do Starej Kuźni. A potem już tylko pod górkę zielonym.
Ogólnie - bardzo przyjemna leśna trasa, kondycja ok, Bracik mało jeżdżący, poza tym jest młodszy. Statystyki bikestats nie kłamią, starszy = szybszy :) Górkę na Konopnickiej zdobyłem mając prawie 30km/h przy kadencji ok. 120.
3 kwadranse na rowerze. W Borówce zrobił się mini korek, który elegancko wziąłem poboczem z prędkością ok. 40km/h, czym chyba zaimponowałem synkom w dostawczaku, bo potem jechali z 1km równo ze mną i pytali jak szybko można na szosie i czy się chce z nimi ścigać :). Na powrocie deszcz, ale - przyjemnie. Od miesiąca codziennie jakaś aktywność - rower, bieganie albo kijki. Jest dobrze :)
W niedzielę podrzuciłem żonkę i córunię na Filharmonie Malucha na Giszowiec. Tak się szczęśliwie złożyło, że w bagażniku miałem rower! No a skoro rower i ok. godzinki wolnego, to... Najpierw na szybciorka szlakiem rowerowym równoległym do 73PP na 3 Stawy. Miło, bo brałem wszystkich równo :), na 3 Stawach kończyła się jakaś impreza. Przypadkowo dowiedziałem się co to - był to mianowicie IV Katowicki Festiwal Biegowy im. Jerzego Kukuczki: Bieg 48h, 24h, Maraton Kukuczki. Bieg jak codzień można powiedzieć, kto z Was nie biegł przez 48h? Zwycięzca lat 60 zrobił 325km. W 48 godzin. 60 lat. Upał. Masakra, jestem zbyt młody żeby to zrozumieć... ale - podziwiam :) Dalej obok Huty Ferrum, gdzie ścieżka rowerowa zamknięta, strażak twierdził że metan, ale kto go tam wie, szumiało baaardzo. Nad Stawem Upadowym jakieś zawody młodzianów, siedzenie przez pół dnia żeby złowić rybkę. Chyba jestem zbyt młody na to żeby to zrozumieć :) Nikiszowiec opstrykany jak się patrzy, w niedzielne wczesne popołudnie na szczęście "lokalesów" nie ma, powrót już pod presją, jak zwykle źle oszacowałem dystans do czasu, na takiej trasie avg jest znacznie niższe...
Na szosie wyskoczyłem do Bracika, obadać jego nowy nabytek. Kurde, niemce to jednak potrafią. Moja szosa jest cięższa :( Wracając, znowu szosą, zaliczyłem "stłuczkę", wlokłem się przez miasto w korku, z 4km/h, zdekoncentrowałem się nieco ujrzawszy Carrerę Turbo, a Fiat Siena czy co to tam było nagle się zatrzymało. Ci którzy mają doświadczenie z (zabytkowymi) szosówkami wiedzą, że trzymanie hamulców wymaga pozycji "niskiej", kółko przednie oparło się o zderzak, a moja klata elegancko i wygodnie spoczęła była na bagażniku owego sedana. A ja zerkałem sobie przez tylną szybkę co tam u pana kierowcy słychać, ale że dziadek wyglądał na zawałowca, to pomachałem, przeprosiłem i uciekłem z miejsca zdarzenia.
Plusem Garmina jest możliwość szybkiego przełożenia na inny rower :)
Dziś nawrót na Sośnicy, drogowskazy kuszą, Kraków, może Wrocław? Cieplej niż wczoraj i silniejszy wiatr, pod koniec lekki kryzys. Kwietniowy cel na maj w zasięgu :)
Jazda godzinna, ale spartoliłem, nawrót w Przyszowicach - zbyt wcześnie, żeby dobić do godziny musiałem się bujać po mikołowskich dziurawych rondach. Po drodze każde czerwone moje Jest dobrze :)
Dotlenić mocno wyeksploatowany mózg z rańca, bo icm źle wróżył na popołudnie. Jakoś ciężko mi uwierzyć w to, że (wmordę)wiatr moim przyjacielem. Po wczorajszych 8km biegiem na Starganiec dziś jakoś ciężko... Muszę oswoić nowe rowerowskazy, jest ich tyle, że aż za... ale za to widać je z daleka :) Powrót przez Wierzysko, "nóżka podaje" - bez zawału na stojaka na górę :)
Wyjących wilków brak
To u góry tam, to Łaziska Dolne :)
A to na dole to Łaziska Średnie
A to Romecik w wersji prawie turystycznej - nie chce mi się stopki przykręcić :(
Po 4 dniach biegania w końcu rower. Najpierw do Panewnik, potem przez Przystań do Chudowa, powrót przez Ornontowice i Bujaków. Mimo biegowego zmęczenia szybka jazda, do tego nieźle motywowało zimno. Przez okno wydawało się że jest cieplej, a na zjazdach brr, zimno. W Chudowie co najmniej kilka wycieczek szkolnych. Bycie nauczycielem to ciężki kawał chleba, zwłaszcza że tych bahorów lać nie można.