Upał, upał, upał, powyżej 23-25km/h przyjemny wiaterek. Z braku pomysłu i trochę czasu (startowałem o 19.15) na szybciora do Zamku w Chudowie, standardową trasą (tam - przez Bujaków, powrót - przez Paniowy). W Mokrym wyprzedził mnie kolaż na szosówce (ślicznej), ewidentnie szybszy na prostej i zjazdach, ale miałem nieco satysfakcji bo na Sośniej Górze i podjeździe do Bujakowa go doganiałem. W okolicach Paniów wyprzedził mnie inny szosowiec (na cudnej szosówce), na oko 50-latek, w koszulce Discovery, ale nie miałem czasu mu się przyjrzeć, bo był duuuużo szybszy. A pozostałych (a było ich wielu) wyprzedzałem :)
Dziś urlop, pojechałem z chorą krówką do doktora w Rudzie Śląskiej. Pogoda piękna, najpierw lasami aż do Starej Kuźni, potem od 1 Maja niestety duży ruch samochodowy. Pod Sądem Rejonowym w Rudzie Śląskiej cyknełem sobie fotkę, i dalej do doktora. Zostałem bardzo miło i profesjonalnie obsłużony, nawet dostałem wodę do bidona na drogę. Powrót przez Stare Panewniki i Bar Przystań, gdzie uczciłem wolny słoneczny dzień Karmi. Coś dziwnego z avg, licznik pokazuje mi 33.3 km, czas jazdy 2h51m, ale AVG 19.83km/h. Tylko że 33km w prawie 3 godziny daje jednak prędkość średnią rzędu 11km/h, tak jak liczy to sobie bikestats. Z trzeciej jednak strony z krówką się wklekłem, bo cenna i sakwa na kierownicy była bardzo wypchana, ale na miejscu miałem avg około 18 km/h. Powrót - walka z wiatrem o prędkość na poziomie 22km/h. Więc jak byk nie robi się z tego 11. Dziwne rzeczy w upał się dzieją :). [edit]Dobra, już wiem, mój licznik ma dziwnie rozwiązaną funkcję kasowania, skasowałem sobie z wczoraj dystans, ale nie czas
Szósty dzień z rzędu na rowerze, tegoroczny rekord. Ciąg dalszy zwiedzania okolic Podlesia na szosówce, dziś z urozmaiceniem terenowym. Mając wzgórze Kamionka po prawej jechałem w poszukiwaniu drogi do Piotrowic innej niż ul. Podleska, aż tu nagle zauważyłem czarny szlak rowerowy. Asfalt skończył się po 20 metrach, zaczął żwir, potem dziurawy żwir, potem już bez żwiru, i tak dojechałem do zespołu przyrodniczo-krajobrazowego pn. "Wzgórze Kamionka". Po chwili zawróciłem, bo ścieżka przestałą być "wiejska" a stała się "górska". Mimo tego będę musiał koniecznie zwiedzić ten teren, bo wygląda to bardzo ciekawie. Szkoda tylko, że nasze Miasto jakoś się tym nie chwali, jedyne co udało mi się znaleźć to Uchwała Rady Miejskiej. Nie miałem nastroju na fotki, dla zainteresowanych co nieco na Panoramio. Dalej do Piotrowic, Kostuchny, powrót tym razem ul. Staropodleską, więc nie było okazji zmierzyć sobie czasu... Aha, i zauważyłem (jadąc w dół), że moim startowym przystankiem nie jest Zarzecze Węgorzy, tylko Zarzecze Kościół. A wobec tego, wg. Bikeroutetoastera jest to prawie 2.5km, i 51 metrów podjazdu.
Chciałem dziś powtórzyć to co wczoraj, jednak nie do końca się udało. Najpierw z ul. Podleskiej skręciłem w prawo w ul. Skośną, tak jak szlak rowerowy, i starałem się nim jechać, niestety asfalt się skończył, zaczęły dziury, na końcu prywatna posesja. Rower pod pachę i polem na ul. Staropodleską. Potem kilka odebranych telefonów i nagle godzina 20.30. A że nie lubię jeździć w półmroku przez Podlesie do domu. Jako pewne urozmaicenie a zarazem wyzwanie wymyśliłem sobie zabawę. Zaczynam na przystanku autobusowym Zarzecze Węgorzy, gdzie włączam stoper, i kończę na przystanku Mikołów Podleska. Nie sprawdziłem sobie dziś ile to jest km według licznika, http://bikeroutetoaster.com/ pokazuje 1.91km pod górkę. Czas dzisiejszy: 6:50,4
W domu o 18.30, Julka poszła spać o 19.15, o 19.30 wspinałem się na podleską górkę. Plan na dziś - ustalić gdzie można dojechać rowerówką biegnącą z Piotrowic przez Ochojec. Odpowiedź - można dojechać do ul. Kolejowej (tej która po drugiej stronie torów nazywa się 73 Pułku Piechoty). Niestety dalej mędrcy drogowi zapomnieli o rowerzystach, i ul. Rzepakową trzeba dojechać do pętli tramwajowej na Brynowie, a dalej chodnikiem wzdłuż torów tramwajowych pod wiaduktem. A dalej, to już jest Ptasie Osiedle, Park Kościuszki, Warszawa... Powrót z lekką pętelką, czuję że kondycja się poprawia - kopalnię doświadczalną Barbara mijałem bez zawału :)
Dziś w piękne niedzielne popołudnie wybraliśmy się rodzinnie na wycieczkę rowerową. Cel - Ligota Akademiki (huś-huś), po drodze telefon do Cioci Do czy by czasem nie chciała się spotkać. Po drodze mijaliśmy masy rowerzystów (więcej na tej trasie jak dotąd nie widziałem). Tempo spokojne, żonki pierwszy raz tego roku, przed samymi akademikami Julka nam zasnęła. Po paru minutach, kiedy dojechaliśmy na plac zabaw, obudziła się jak gdyby nigdy nic i biegiem na huśtawki :). Dołączyli do nas Ciocia Do z wujem swym, i było bardzo fajnie (nawet żonka ze zjeżdżalni zjechała). Powrót tą samą drogą, również wśród tłumów rowerzystów, tym razem już bez zasypiania. Piękna niedziela :)
Po południu, zgodnie z umową, spacer z Julonem, do wujostwa. Myślałem, że na nóżkach, ale 2.5 km to jest z 1.5 godziny w Julkowym tempie, więc - rower. Utwierdziłem się w przekonaniu, że kolarskie szorty rowerowe to sobie można wsadzić, nic nie zastąpi obcisłej lajkry :)
Postanowiłem w końcu sprawdzić, gdzie to mieszka kolega K. Z Sośniej Góry ponad 58 km/h, potem przez Ornontowice i Dębieńsko do Czerwionki-Leszczyn. Jak się okazało, kolega sam nie wie, czy mieszka w a. Czerwionce, b. Leszczynach czy c. Czerwionce-Leszczynach. Zerknąwszy na mapę zauważyłem ul. Powstańców, ale w Stanowicach, myślałem, że to tam, ale nie, powstańcy popularni są też w Leszczynach. Wspólnie ujechaliśmy może ze 2km, kiedy po kolegę zadzwoniła jego lepsza połowa. Dalej więc samotnie do Stanowic, dalej Bełk i Palowice. Mając jeszcze sporo pary w nogach popędziłem do Woszczyc, szkoda, że para została skutecznie wystudzona przez wmordęwind. Z Woszczyc przez Zgoń na Gostyń, gdzie w ulubionym sklepię zanabyłem Granda jagodowego w polewie białej, oraz napój. Do domu wróciłem przez Łaziska, w Dolnych pod górkę byłem bliski pchania, ale dałem radę. Fotki nędzne, coś mi ostatnio nieostre wychodzą, zresztą spieszyłem się więc tylko 3.
Rano spacerozakupy z Julonem (trzy i pół godziny), po południu na rower. Od rana wiało jak cholera, nie miałem zamiaru wracać do domu pod wiatr, więc wybrałem kierunek Chudów. Najpierw do Śmiłowic, gdzie chciałem sprawdzić, czy można jakoś przedostać się przez Rusinów na ulicę Mokierską (normalnie jeżdżę ul. Łączną, nadkładając parę km, albo przez centrum Mikołowa i ul. Rybnicką, czego nie lubię). Jak się okazało można, jednak przejście obok "punktu czerpania wody" (czy co to tam jest) przy Rusinowie jest nieco karkołomne. Dalej do Paniów, mimo że pod silny wiatr bardzo przyjemnie się jechało, więc pognałem tak aż do Chudowa. Stamtąd zbadałem zielony szlak w stronę Borowej Wsi (ul. Leśną, wyjazd na Gliwicką na przeciwko Starej Karczmy) i dalej zielonym szlakiem w stronę Mikołowa. Niby z wiatrem, ale słabym bo w lesie tak nie wieje, do tego mokro, co chwila kałuże takie, że czepek kąpielowy byłby wskazany a nie kachol. W Starej Kuźni chciałem odbić w lewo w stronę Panewnik, niestety, jak widać na zdjęciu, bez pontonu nie da rady. Z zielonego szlaku myślałem, że odbiję w lewo w Dolinę Jamny, ale jak widać na zdjęciu, bez tyczki nie da rady.
W tle Elektrownia Halemba
Na pierwszym planie - krowy, sztuk 4, w tle Elektrownia Halemba