Szósty dzień z rzędu na rowerze, tegoroczny rekord. Ciąg dalszy zwiedzania okolic Podlesia na szosówce, dziś z urozmaiceniem terenowym. Mając wzgórze Kamionka po prawej jechałem w poszukiwaniu drogi do Piotrowic innej niż ul. Podleska, aż tu nagle zauważyłem czarny szlak rowerowy. Asfalt skończył się po 20 metrach, zaczął żwir, potem dziurawy żwir, potem już bez żwiru, i tak dojechałem do zespołu przyrodniczo-krajobrazowego pn. "Wzgórze Kamionka". Po chwili zawróciłem, bo ścieżka przestałą być "wiejska" a stała się "górska". Mimo tego będę musiał koniecznie zwiedzić ten teren, bo wygląda to bardzo ciekawie. Szkoda tylko, że nasze Miasto jakoś się tym nie chwali, jedyne co udało mi się znaleźć to Uchwała Rady Miejskiej. Nie miałem nastroju na fotki, dla zainteresowanych co nieco na Panoramio. Dalej do Piotrowic, Kostuchny, powrót tym razem ul. Staropodleską, więc nie było okazji zmierzyć sobie czasu... Aha, i zauważyłem (jadąc w dół), że moim startowym przystankiem nie jest Zarzecze Węgorzy, tylko Zarzecze Kościół. A wobec tego, wg. Bikeroutetoastera jest to prawie 2.5km, i 51 metrów podjazdu.
Chciałem dziś powtórzyć to co wczoraj, jednak nie do końca się udało. Najpierw z ul. Podleskiej skręciłem w prawo w ul. Skośną, tak jak szlak rowerowy, i starałem się nim jechać, niestety asfalt się skończył, zaczęły dziury, na końcu prywatna posesja. Rower pod pachę i polem na ul. Staropodleską. Potem kilka odebranych telefonów i nagle godzina 20.30. A że nie lubię jeździć w półmroku przez Podlesie do domu. Jako pewne urozmaicenie a zarazem wyzwanie wymyśliłem sobie zabawę. Zaczynam na przystanku autobusowym Zarzecze Węgorzy, gdzie włączam stoper, i kończę na przystanku Mikołów Podleska. Nie sprawdziłem sobie dziś ile to jest km według licznika, http://bikeroutetoaster.com/ pokazuje 1.91km pod górkę. Czas dzisiejszy: 6:50,4
W domu o 18.30, Julka poszła spać o 19.15, o 19.30 wspinałem się na podleską górkę. Plan na dziś - ustalić gdzie można dojechać rowerówką biegnącą z Piotrowic przez Ochojec. Odpowiedź - można dojechać do ul. Kolejowej (tej która po drugiej stronie torów nazywa się 73 Pułku Piechoty). Niestety dalej mędrcy drogowi zapomnieli o rowerzystach, i ul. Rzepakową trzeba dojechać do pętli tramwajowej na Brynowie, a dalej chodnikiem wzdłuż torów tramwajowych pod wiaduktem. A dalej, to już jest Ptasie Osiedle, Park Kościuszki, Warszawa... Powrót z lekką pętelką, czuję że kondycja się poprawia - kopalnię doświadczalną Barbara mijałem bez zawału :)
Postanowiłem w końcu sprawdzić, gdzie to mieszka kolega K. Z Sośniej Góry ponad 58 km/h, potem przez Ornontowice i Dębieńsko do Czerwionki-Leszczyn. Jak się okazało, kolega sam nie wie, czy mieszka w a. Czerwionce, b. Leszczynach czy c. Czerwionce-Leszczynach. Zerknąwszy na mapę zauważyłem ul. Powstańców, ale w Stanowicach, myślałem, że to tam, ale nie, powstańcy popularni są też w Leszczynach. Wspólnie ujechaliśmy może ze 2km, kiedy po kolegę zadzwoniła jego lepsza połowa. Dalej więc samotnie do Stanowic, dalej Bełk i Palowice. Mając jeszcze sporo pary w nogach popędziłem do Woszczyc, szkoda, że para została skutecznie wystudzona przez wmordęwind. Z Woszczyc przez Zgoń na Gostyń, gdzie w ulubionym sklepię zanabyłem Granda jagodowego w polewie białej, oraz napój. Do domu wróciłem przez Łaziska, w Dolnych pod górkę byłem bliski pchania, ale dałem radę. Fotki nędzne, coś mi ostatnio nieostre wychodzą, zresztą spieszyłem się więc tylko 3.
Ha, po raz drugi w przeciągu paru dni udało mi się wyskoczyć na nocną przejażdżkę. Dzięki radzie Kosmy mój rower, moja lampka na kask i ja wybraliśmy się na nocny podbój lasów. Morał z pierwszej części opowieści jest taki, że bez dodatkowej lampki na kasku/głowie nie ma co się wybierać w dzicz. Na zakrętach, zwłaszcza ciasnych, główna lampa na kierownicy świeci do przodu, więc bez czołówki kompletnie nie widać drogi.
Trasa standardowa - pod Akademiki na Ligocie i z powrotem, wracając na Kamionce spotkałem najpierw 3+ dziki w przydrożnych krzakach, lekko wystraszony pojechałem nieco okrężną drogą koło boiska, tam dla odmiany dzików było co najmniej 7. Zachowywały się jak stado emerytek na widok nadjeżdżającego samochodu - uciekły na obie strony drogi, gdzie się pochowały, i zaczęły na mnie fuczeć. Morał z drugiej części opowieści jest taki, że Red Bull ma na noc w porównaniu do kilku dzików...
Wypad ten wypada mi zadedykować Julce, która po raz pierwszy od daaaawna poszła spać jak grzeczna dziewczynka o godzinie 20.45 (a nie 22.45 jak ostatnio).
Dziś rano email od kolegi - "Zamiast porannej kawy" i link do sportypala. No i nie mogłem być gorszy, zwłaszcza że mimo zapowiadanych deszczy i ochłodzenia pogoda była bardzo bardzo. Najpierw szybko do Starej Kuźni, potem czarnym rowerowym w stronę Panewnik. Pogoda fajna mimo wiatru, momentami nieuciążliwy deszczyk. W lesie mokro, co zresztą widać na jednym ze zdjęć. Niestety zjeżdżając z przejazdu na nasypie kolejowym kapeć w tylnym kole. Teren mi znany, więc spacerek na miejsce postojowe z ławeczką oddalone o mniej niż 1 km. Idąc sobie spacerkiem troszkę się martwiłem, czy mając jako narzędzia komplet uniwersalny ze składanymi kombinerkami dam radę odkręcić tylne kółko, ale zdeterminowany człowiek dużo może. Dziura okazała się wredna, z dobiciem więc klejenie z 2 stron, jako człowiek leniwy przykleiłem obydwie okrągłe łatki, na to 5 zł, na to kombinerki i WIELKI kamień, nie chciało mi się 2x5minut trzymać tego cholerstwa. Operacja się udała, ale że czasu zostało niewiele to najkrótszą możliwą drogą do domu.
Wycieczkę zarejestrowałem na SportyPalu, ale widzę że coś nie bardzo, tylko połowa wycieczki się zarejestrowała. Muszę nad tym popracować.
Dziś shopping - w Lidlu promocja na ciuszki rowerowe. Zakupy się udały, wieczorem musiałem przetestować nowe długie pedalskie gatki (są super). Do tego 1 raz w prezencie od siostry - mega odblaskowej wiatróweczce (jest super). A przejażdżka - krótka, ale przyjemna, super się jechało, komfort psychiczny spory dzięki dobremu oświetleniu i znacznej samodoblaskowości. Mam nadzieję, że takie wypady będą udawały mi się regularnie (i to nie regularnie raz na 2 m-ce).
Parę dni temu na stronie głównej bikestats zauważyłem Wydarzenie rowerowe - X Rekreacyjny Rajd Rowerowy w Katowicach. Po przeanalizowaniu trasy i km stwierdziłem, że rodzinnie nie damy rady. Dziś rano po spacerze z Julką zdecydowałem, że pogoda jest ok i warto się ruszyć, zbiórka w punkcie na Ligocie miała być od godziny 13 więc mógłbym chociaż zobaczyć jak to wygląda. Wyjechałem z domu około południa, najpierw na Przystań, gdzie uraczyłem się napojem w temperaturze pokojowej, potem przez Kokociniec i Ligotę do Panewnik, gdzie spędziłem parę chwil przy Grocie Lourdzkiej. Następnie popędziłem na zbiórkę. Niestety nie sprawdziłem sobie dobrze mapy, i nie do końca byłem pewien gdzie się ma ona odbyć, więc objechałem okolice Parku Zadole i UŚowskich Akademików, niestety bez rezultatu. Przy Parku znalazłem knajpkę, gdzie odpoczywało z 20-30 rowerzystów, ale wyglądali na jakąś zorganizowaną grupę. Głód zaczął doskwierać - pojechałem do domu klasyczną drogą przez Kamionkę i skrót wzdłuż torów (jakiś zaniedbany, sporo pokrzyw i jakieś krzaczory, średnia przyjemność). W domu od razu po prysznicu wskoczyłem na kompa sprawdzić gdzie to ta zbiórka. Rozwiązanie zagadki na stronach organizatora :)
Wskazania z gpx'a troszkę przekłamane, zbyt późno włączyłem, do tego jak wożę go w kieszonce na plecach to nagrywa moje "spacery po karmi" itd. Dane wycieczki zgodne z licznikiem.
Cały dzień brzydko, miałem nadzieję na kolejne próby najeźdźca, ale mając wczorejsze na uwadze nie zdecydowaliśmy się. Ale wieczorem się wypogodziło, i po godzinie 19 udało mi się na szybko wyskoczyć. W lesie trochę zbyt ciemno, mgliście i mokro, więc z GOP'owskiego szlaku odbiłem do Śmiłowic a potem pokręciłem w okolicy Rety. Na zakończenie obowiązkowa rundka na mikołowskim rynku.
Dziś mimo imprezy (jak w tytule), mimo gości i ogólnego zamieszania udało mi się wieczorową porą wyskoczyć na rower, początkowy plan - ligockie akademiki przedłużyłem nieco aż do panewnickiej Bazyliki, powrót przez Starganiec. Pogoda piękna, wieczorne słońce i bezwietrznie. SSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSUPER