Dzień pełen nowości: 1. Pierwszy wypad na nowym rowerze - Romet RX-500. Szukałem cross'a w stylu MTB i romecik spełnia te kryterium. Mocne koła, solidna rama, balonowe jak na cross'a oponki Schwalbe Marathon 28x1.75. No i ta marka, ten sentyment... 2. Pierwsza jazda w górach - dostałem w kość. Wybrałem trasę nr 4 ze strony Michała. Pod górkę na asfalcie dałem radę, później zrobiło się dla mnie zbyt stromo. Grzbietem Starego Gronia bardzo przyjemnie, ale potem zaczęły się zjazdy. Albo jestem zbyt wielkim tchórzem, albo brak mi brawury/głupoty, ale mocno kamienista droga spadająca w dół to nie dla mnie. Co oczywiście skutkowało sprowadzaniem roweru, co oczywiście zaowocowało obolałymi kolanami. Powrót o godzinie 21.20 - w lesie ciemno i zimno, wieczorem piwko w polarze, taki chłód :)
O 19 byłem pewien, że nie pojadę. O 19.20 wyruszałem na podbój Jeziora Wicie. W głowie miałem Trasę Rowerową nr 5, jednak jak się okazało nie dość dokładnie. Wjeżdżając na Rynek mijałem policjantów, później jadąc Pszczyńską po chodniku znowu.., na Rynku mignęli mi Iskierka z Wojtkiem. Nad jezioro dotarłem bez problemu, problemy zaczęły się kiedy chciałem kontynuować jazdę. Jakoś uwidziało mi się, że muszę obok jeziora. No i coś na kształt ścieżki było, tylko wydeptanej przez zające i kaczki. Przedzieranie się przez pokrzywy i maliny, z grzmiącym "bzzzz" nad uchem, mimo wspaniałego widoku, nie przypadło mi do gustu. Co gorsza okazało się, że jednak dalej się nie da, i musiałem tą samą ścieżyną wrócić nad jezioro. Dalej asfaltem, potem na leśną drogę pożarową, potem zakręt w prawo... wróć. Z mapki kojarzyło mi się, że powinienem w lewo, więc nawrót i rura... i dojechałem na Puszkina. Potem już standardowo w kierunku Żwakowa, potem czerwonym rowerowym na Wilkowyje i powrót do domciu obok Kaśki.
Jezioro Wicie
Jezioro Stępnik. Jakby czegoś brakowało..... (ale komary są)
Po paru dniach przerwy w końcu rower. Z pracy wróciłem o 19.15, o 19.30 wyjeżdżałem w trasę. Od wczoraj nieco dokucza mi prawy staw skokowy, więc bardzo oszczędnie, wysoka kadencja mało siły. Przez Retę Śmiłowicką do Śmiłowic, potem szlakiem w kierunku Rudy Śląskiej, potem Stara Kuźnia, dalej Przystań i do domu. Dziwnie się jeździ kręcąc jak szalony, ciekawe jak jutro nogi :) Na powrocie temperatura 14.8 - rześko :)
Mam nadzieję, że udało mi się dziś zamknąć sesję, co uczciłem relaksacyjnym wieczornym wypadem rowerowym. Szwędanie się po lesie - Doliną Jamny nad Przystań, stamtąd do Panewnik podziękować, powrót przez Akademiki. W lesie super, na powrocie temperatura 19 stopni - mróz ;)
Dziś udało się wcześniej wybrać na rower (o 19.10) więc zdecydowałem się zdobyć w końcu Ramżę. Trasa standardowa, przez Łaziska Dolne, obok Żabki, "dworca PKP", wzdłuż torów do Orzesza, i dalej prosto lasem. Zresztą - wszystko widać na mapce z gpsies. Dojechałem pod radar, cyknełem w wielkim pośpiechu foty ("pstryk - szit", "pstryk - fak", "pstryk - no w końcu") i powrót prawie tą samą drogą. Z tymi komarami jest coś nie tak, dlaczego jak tylko się gdzieś w lesie chcę zatrzymać od razu mnie obsiadają, a mijam po drodze biegaczy, i ich jakoś nic nie żre? Na powrocie zamiast ul. Wodociągową koło Wieży Wodnej pojechałem prosto ul. Szkolną i dojechałem na Nowy Świat. Fajny skrót, bo omija się trochę górek i ruchu samochodowego.
"pstryk - szit", "pstryk - fak"
"pstryk - no w końcu"
Podsumowanie czerwca: Rowerowe sukcesy (na moje możliwości, oczywiście), ponad 600km w jednym miesiącu, ponad tydzień bez przerwy na rowerze, ponad połowa miesiąca na rowerze, no i 1000 km w pół roku. Jak na tatuśka nieźle :)
Dziś rewanż za wczorajsze, ale w odmiennym stylu. Na crossie terenową opcją do Podlesia, dalej ul. Zaopusta w kierunku Czułowa. Po drodze spotkałem powietrznego towarzysza moich wycieczek szykującego się do startu. Do Tychów ul. Katowicką, przez "rynek" na dworzec PKP a stamtąd ul. Wiejską do Mikołowa.
Edit. Właśnie zauważyłem że zrobiłem dokładnie 1000 km w tym roku :)
Od jakiegoś czasu lata sobie nad nami taki oto lotnik
Pan Tirowiec sobie zaparkował na nocleg, bidoczek, ale na piwko ma blisko
Eh, miało być szybko i bezboleśnie, przez Kostuchnę i ul. Beskidzką do Wesołej, powrót ul. Szarych Szeregów. W Podlesiu się zagapiłem na dwóch rowerzystów(*) i skręciłem zbyt wcześnie na Saską zamiast na Sołtysią. Myślałem, że gdzieś przebiję w bok, okazało się, że przebić się można, tylko lasem, czyli nie na szosówce. Więc z powrotem na Sołtysią, na Beskidzkiej dojechałem do miejsca postojowego i stwierdziłem, że zaczyna się robić chłodno a zarazem ściemniać, więc zawróciłem z myślą, że wrócę przez Czułów. Z mapki trasy rowerowej nr 2 wiem, że można gdzieś tam włączyć się na ul Katowicką prowadzącą do Tychów, ale niestety. Las i zbiorniki wodne = miliony komarów. Próbowałem kilka razy zatrzymać się, żeby sprawdzić mapkę, ale za każdym razem uciekałem. Jest tam kilka asfaltowych ścieżek, z początku każda biegnie tam gdzie powinna, a potem skręca... Ostatecznie pogryziony się poddałem i wróciłem tą samą (mniej więcej) drogą... A na górkę pod Kopalnię Barbara wjechałem w 6:58s.
Atrakcja na dole ul. Staropodleskiej
Na Kostuchnę w lewo
Postój na Beskidzkiej
Wylęgarnia bestii
(*)Skoro ja mogę jeździć w pampersie, to czemuż by płeć piękniejsza nie mogła w majtkach?
Piękna pogoda i "wolny wieczór" (czytaj - Julka poszła spać o godzinie 19.10) - nie zastanawiałem się długo. Dziś powtórka z majowego wypadu. Przez Bujaków, Ornontowice, Gierałtowice i Przyszowice do Chudowa, tam jedna fotka bez schodzenia z roweru i powrót przez Paniowy i Mokre. Dni Mikołowa mają wiele efektów ubocznych, dla mnie główne to spora ilość: a. świątecznych rowerzystów (jeżdżą rzadziej niż niedzielni tyralierą w dużych grupach, smsują w trakcje jazdy, ewentualnie popijają piwko z flachy) b. młodych gniewnych z dziurawymi tłumikami, lansujących po wiochach (spotkałem np. takich, którzy mieli jakiś titek, co wydaje odgłos jak radiowóz. No i podjechali z tyłu, zatitali, i mieli ubaw, ale ja nie) Na powrocie temperatura wg licznika 15 stopni, czyli rześko, zwłaszcza w uszy.
Fotka zrobiona przez Sąsiada rano, zabawy w błocie
I po zabawach, chociaż jeszcze dookoła włóczyło się trochę takich umorusanych (np. w Ornontowicach dwie panny w stanikach na koniu :) )
Nieco nieoczekiwany wieczorny wypad do Chudowa w towarzystwie Sąsiada. Pogaduchy w drodze, w Chudowie przy Karmi, oraz w drodze powrotnej. Trasa prawie standardowa - towarzysz wycieczki wybrał jednak kierunek przeciwny, co oczywiście powoduje, że Sośnią Górę zdobywa się od tej "gorszej" strony. Przy okazji poznałem fajny skrót między ul. Łączną a Mokrem. Dzięki wielkie za przyjemną przejażdżkę, następne Karmi ja stawiam :)
Coś nam lata tego lata nie widać, 17 stopni, wiatr i chmury. Grunt że nie leje. Dziś myślałem o szybkiej pętli na Ligotę Akademiki, ale... :) Na górze Konopnickiej wykopki, droga zamknięta, objazd, a skoro objazd, to pojechałem do Starej Kuźni, zobaczyć jak tam drogi podeschły. Niestety - nie podeschły, myślałem, że to co widzę to zaschnięte błoto, byłem w błędzie, ale udało mi się nie zgubić butów. Nie chcąc wracać tą samą drogą pojechałem na Przystań ul. Kochłowicką (po drodze znowu wykopki, coś się pomarańczowi rozkręcili ostatnio). Nad wodą mimo godziny 20, wiatru, zimna sporo ludzi, a do tego rodzinka łabędzi. Mama (lub tata, mamy równouprawnienie) bardzo groźnie syczał na natrętów, sam nie wiem z czym bym wolał się zetknąć, z takim ptokiem czy z dzikiem :) Do domu standardowo, po drodze spotkałem rzeczonego dzika, brodził sobie w zalanym lesie, efekt super, zwłaszcza jak stchórzył i zaczął uciekać równolegle do mnie.
Powiat mikołowski wita
Stara Kuźnia
Stara Kuźnia 3 tygodnie temu. Tylko słońca było więcej :)