Brak czasu, brak czasu, brak czasu, brak czasu, Bocialarka O 20.45 córuchna w końcu padła, o 21 zacząłem się organizować, o 21.30 pędziłem w stronę Doliny Jamny. Latarka - panie toć to szok, szkoda tylko że jak dojechałem do lasu, i zobaczyłem tą "jaskinię" czerni wykutą moją fotonową armatą, to mnie cykor obleciał. Skręciłem w prawo, na Kamionkę, tam przez 81 w stronę Podlesia. Minus oświetlenia centralnego na kierownicy - drogę widać, pobocze widać, ale już tabliczek na domach z nazwami ulic - raczej nie. Morał - trzeba pomyśleć o czymś na kask. Po zwiedzeniu ulicy Paprotek już normalnie przez Podlesie na mikołowski rynek i do domciu. Mam czas, mam czas, mam czas, mam czas, ale czy motywacji starczy?
Od dawien dawna miałem w planach wjechać na Hałdę Skalny w Łaziskach Górnych (pomysł ten zawdzięczam Terrago44). Nie do końca wiedziałem jak tam się dostać, więc zerknąłem na maps.google - niestety zdjęcia satelitarne w słabej jakości, za to pomocne okazała się "wartstwa" ze zdjęciami z Panoramio. Tam dotarłem do panoramek ze Skalnego, w opisach do jednej bajeranckiej panoramy ktoś polecał stronę DalekieObserwacje. Tam znalazłem rewelacyjną kamerkę HD usytuowaną na jednym z bloków na Recie - przy dobrej widoczności widać z niej Babią Górę! No a dziś około południa zrealizowałem plan - troszkę kluczyłem za Domem Kultury w Łaziskach Średnich, drogę pokazały mi miłe Panie maszerujące z Górnych. Na sam szczyt nie dałem rady wjechać, skończyło się pchaniu, stąd też taka średnia, ale myślę że w przyszłości dam radę :) Widok z góry - zapewne wspaniały, choć akurat dziś niezbyt, mgliście i ponuro, jednak sama wysokość jest imponująca. Powrót przez Górne, tam oczywiście poszukiwania trasy rowerowej, potem Mokre i Śmiłowice.
Po raz pierwszy wybrałem się samodzielnie (czytaj - bez żonki) z Julką na rower. Spotkało nas masę przygód: 1. Owce (meeeeeeeeeeeeeeee) 2. Koniki (prrrrrrrrrrrrrrrrr) 3. Dzik (dzik sikał - siiiiiiiiiiii) 4. Pociąg (buuuuuuuuuuuuuuuuuuuu) Julka ogólnie chyba zadowolona - nie ryczała w każdym bądź razie, minę miała poważną i coś tam sobie pod nosem buczała.
Parę dni temu na stronie głównej bikestats zauważyłem Wydarzenie rowerowe - X Rekreacyjny Rajd Rowerowy w Katowicach. Po przeanalizowaniu trasy i km stwierdziłem, że rodzinnie nie damy rady. Dziś rano po spacerze z Julką zdecydowałem, że pogoda jest ok i warto się ruszyć, zbiórka w punkcie na Ligocie miała być od godziny 13 więc mógłbym chociaż zobaczyć jak to wygląda. Wyjechałem z domu około południa, najpierw na Przystań, gdzie uraczyłem się napojem w temperaturze pokojowej, potem przez Kokociniec i Ligotę do Panewnik, gdzie spędziłem parę chwil przy Grocie Lourdzkiej. Następnie popędziłem na zbiórkę. Niestety nie sprawdziłem sobie dobrze mapy, i nie do końca byłem pewien gdzie się ma ona odbyć, więc objechałem okolice Parku Zadole i UŚowskich Akademików, niestety bez rezultatu. Przy Parku znalazłem knajpkę, gdzie odpoczywało z 20-30 rowerzystów, ale wyglądali na jakąś zorganizowaną grupę. Głód zaczął doskwierać - pojechałem do domu klasyczną drogą przez Kamionkę i skrót wzdłuż torów (jakiś zaniedbany, sporo pokrzyw i jakieś krzaczory, średnia przyjemność). W domu od razu po prysznicu wskoczyłem na kompa sprawdzić gdzie to ta zbiórka. Rozwiązanie zagadki na stronach organizatora :)
Wskazania z gpx'a troszkę przekłamane, zbyt późno włączyłem, do tego jak wożę go w kieszonce na plecach to nagrywa moje "spacery po karmi" itd. Dane wycieczki zgodne z licznikiem.
Wykorzystując dobrą jak na mnie formę i sen córeczki wybrałem się na Zamek w Chudowie. Trasa podobn jak onegdaj z Terrago44, na Zamku Karmi, powrót przez Mokre i Śmiłowice. Coś mi w rowerze zaczyna stukać, siodełko mnie wnerwia, czas podłubać przy rowerze.
Ostatni rowerowy dzień na "wsi" postanowiłem poświęcić wypadowi nad Wartę. Najpierw rano rodzinnie samochodem się popluskać, potem odwieźć moje dziewczyny do Dziadków i na rower, nad Wartę. Przez Szynkielów do Konopnicy, tam dwa szlaki rowerowe - zielony (EWI) i żółty, pojechałem żółtym w kierunku Rychłocic. Dalej skrótem (piach) do Niechmirowa, w tym miejscu kolejna gleba, znowu w trakcie przerwy, tym razem ze świadkami - dwóch skuterzystów musiało mieć niezły ubaw widząc kolesia co nagle do piachu fiknął... Z Niechmirowa na Kamionkę, tam lody i cola, i przez Stolec do Dziadków. Tym to sposobem wypad "na wieś" a przynajmniej jego rowerowa część się zakończyła. Mimo krótkich dystansów brak kondycji powoduje, że jestem zdrowo padnięty, i jestem pełen podziwu i szacunku dla starszych kolegów rowerzystów za ich nieprawdopodobne dla mnie dystanse (np. - 303 km )
Kolejne podejście do żółtego szlaku, tym razem postanowiłem tropić jego "drugi koniec". Pognałem w kierunku Potoku, wjechałem na żółty. Porozglądałem się, i na podstawie kształtu znaku wydedukowałem, że najpewniej kolejny znak znajdę z 6 km dalej w kierunku Grójca. Tak też się stało, na ulicy Cegielnianej (gdzieś tam ponoć jest cegielnia) odnalazłem go na nowo, by jadąc dalej lasami co chwila go gubić i odnajdywać. W miejscowości Robaszew oczywiście trasa rowerowa zaginęła, być może zjedzona przez stado dzikich kundli które zaczęły na mój widok ślinić się wymownie. Nie zwlekając pognałem główną drogą (żwirową oczywiście) która zaprowadziła mnie na Starce. Szlak się nie odnalazł, posiłkując się nieocenioną mapą popedaliłem w strone Godynic, gdzie znaleźć można ciekawy Kościółek, oczywiście zarówno zamknięty jak i w żaden sposób nie opisany jakąś tabliczką czy "cuś". Dalej pięknie w dół w stronę Lipiczy, gdzie przy Lesiakach znowu się pojawił żółty rowerowy :), jednak nie miałem już do niego siły i pognałem na Wandalin. Końcówka trasy prowadziła mnie przez piaszczystą dwupasmówkę w Emilianowie, potem lasami do Złoczewa.
Żółty szlak...
...a na nim charakterystyczne dla ziemi sieradzkiej przydrożne Krzyże.
Kuzyn Tobiasz opowiedział mi o Nowej Wsi, gdzie jest pięknie jest woda i szlaki rowerowe, nie oparłem się tej opowieści... Unikając jak ognia głównych dróg (w tym przypadku sieradzkiej) pojechałem równoległą ścieżyną do miejscowości Potok. Po drodze napatoczyłem się na żółty szlak rowerowy, który jednak odbijał w prawo co było mi nie po drodze. Popędziłem prosto, przeskoczyłem przez sieradzką do Nowej Wsi i dalej prosto w kierunku wioseczki Gozdy. Jechałem zgodnie z moją elektroniczną mapą, która jednak okazała się lepsza niż rzeczywistość. Z niedowierzaniem stojąc z komórką w ręku i przyglądając się polnej drodze pełnej piachu zaliczyłem glebę :) Dalej zgodnie z mapą, tzn po łące wzdłuż pól "pognałem" w kierunku Potoku, gdzie postanowiłem zbadać wcześniej wspomniany żółty szlak. Droga świetna, leśna w dobrym stanie, las mieszany, chłodno, cudnie. Niestety ekipa znakarzy chyba się leniła, albo lubi stawiać przed rowerzystami wyzwania bo po paru kilometrach mimo kilku rozwidleń znak trasy rowerowej się nie pojawił, a droga zaczęła zmierzać w zupełnie niezamierzonym kierunku. Zawróciwszy popędziłem przez Szklaną Hutę do Złoczewa, gdzie na drzewie czekały na mnie pyszne soczyste brzoskwinie. Czy każdy na powyższym obrazku dostrzega skrzyżowanie czterech "dróg"?
Tutaj przykład "drogi wzdłuż pola"
Jeden z nielicznych znaków żółtej trasy rowerowej.
Jak się po powrocie okazało, Tobiasz mówił o Małej Wsi...
Babcia na skutek naszej wizyty zaniemogła (ach te gruszki) wobec czego poczułem się w obowiązku dowieźć jej leki. Jako środek transportu wybrałem rower :) Wynalazłem na mapie drogę przez Łeszczyn, jak się okazało równie wyboistą jak poprzednie, przy okazji zajechałem do Stolca sprawdzić ogłoszenia parafialne dla Babci. W drodze powrotnej postanowiłem nieco nadłożyć drogi i pojechałem mocno okrężną trasą przez Kamionkę i Gronówek.