Wpisy archiwalne w kategorii

gps

Dystans całkowity:3700.78 km (w terenie 1094.50 km; 29.57%)
Czas w ruchu:182:09
Średnia prędkość:20.54 km/h
Maksymalna prędkość:65.61 km/h
Suma podjazdów:12545 m
Maks. tętno maksymalne:204 (106 %)
Maks. tętno średnie:174 (90 %)
Suma kalorii:19699 kcal
Liczba aktywności:101
Średnio na aktywność:37.01 km i 1h 48m
Więcej statystyk

Inauguracja sezonu rowerowego 2011

Niedziela, 9 stycznia 2011 · Komentarze(5)
Kategoria faasta, gps, szosa
Sezon rowerowy 2011 uznaję za otwarty.
Od paru dni odwilż, drogi czarne, bezdeszczowo, musiało się skończyć na rowerze :)
Trasa bez żadnej finezji, pierwszy odcinek - Retę Śmiłowicką - przejechałem powolutku, trzeciorzędna droga utrzymywana "na biało", zatem pokryta skorupą śniegu/lodu. Szosówka na szczęście radziła sobie nieźle - wąska opona wcinała się w śnieg i dało się jechać (oczywiście powolutku). Gorzej w miejscach, gdzie koleiny sięgały asfaltu, bo kiedy nadjeżdżał samochód nie potrafiłem z nich wyskoczyć na śnieg.
Do Bujakowa elegancka droga, na trasie spotkałem grupkę trzech szosowców, oraz kilku "górali". Dziś w planach poćwiczyć trochę nogi do biegówek, cała dzisiejsza wycieczka na jednym "biegu" - pod górę na stojaka, z góry młynek :). I nawet mimo długiej przerwy nie było tak źle. W Bujakowie krótki postój w Ogrodzie, wygląda tam inaczej niż wiosną, potem do Chudowa.
Niestety od Bujakowa zaszło słońce, zrobiło się pochmurnie i znacznie mniej przyjemnie, temperatura spadła z 7.3 do ok. 6 stopni Celsjusza. W Chudowie planowałem wykazać się słabą wolą i zatrzymać się na ciepłą czekoladę, na szczęście opatrzność czuwa i wszystko było pozamykane.
Powrót przez Paniowy, po drodze jeszcze kilku pro rowerzystów, buty przemokły, zaczęło być mi zimno w palce u stóp - jechałem w normalnych butach spd.

Mimo tego, że prawdopodobnie w styczniu już nie uda mi się na rower wyskoczyć (a mam też wielką nadzieję, że zima wróci, co się będą biegówki marnować), to jestem bardzo zadowolony z początku 2011 roku.

Fotki:

W Mikołowie na polach śnieg


Dzięki czemu nie trzeba się martwić brakiem stopki :)


W słoneczku ciepło i przyjemnie


Zjazd z Sośniej, po lewej biało, po prawej zielono


Wiosna?


Bujaków


Rybek nie widać


SweetFocia pod Zamkiem


Na szosówce jak na łyżwach (może by tak obręcze naostrzyć?)



Dziś ślad nagrywany programem Maverick, umożliwiającym bezpośredni upload trasy do gpsies. Na telefonie pokazuje że trasa ma 40km, ale na www jest OK. Dziwne

Oszukany przez ICM'a

Środa, 6 października 2010 · Komentarze(3)
Kategoria gps, po cimoku
Moje dziewczyny pojechały na trzydniową wycieczkę. Jako że w środę po południu muszę Je odebrać, pozostały mi poniedziałek i wtorek. Sprawdziłem prognozę pogody i wybrałem wtorek. Wziąłem dzień urlopu, by cały dzień spędzić na rowerze. W poniedziałek wieczorem zrobiłem sobie 11.5km z kijkami, później zabrałem się za przygotowywanie trasy. Silny wiatr ze wschodu przekreślił plany na Racibórz, ostatecznie wybrałem Bielsko-Biała, Oświęcim i może coś jeszcze.

We wtorek o 8 rano deszcz. Zakopałem się pod kołdrę, ale o 9 dalej deszcz. Przestało około 13, na rower wybrałem się dopiero o 15. Najśmieszniejsze, że ICM ciągle pokazywał brak opadów, więc w żaden sposób nie byłem w stanie przewidzieć co dzień przyniesie.

Jako że ciągle mocno wiało ze wschodu popędziłem na Giszowiec. Myślałem, że może uda się jakieś ładne jesienne fotki pstryknąć, ale niestety pochmurno, nic ciekawego nie wyszło. Dalej pojechałem do Mysłowic, tam wskoczyłem na zieloną drogę rowerową nr 7. Spora część trasy prowadzi niezbyt fajnymi drogami, a to jakieś kałuże wzdłuż torów, to jakieś mokre piachy, do tego silny wiatr i pochmurno - ogólnie deprecha.
W Dziećkowicach rozwidlenie szlaków, po namyśle skręciłem w lewo by wjechać w tereny administracyjne Jaworzna. Tam przeanalizowałem mapkę tras rowerowych, zweryfikowałem ją z moją papierową mapą i wybrałem szlak niebieski wzdłuż Zbiornika Dziećkowice. No i tutaj wielka wtopa, o ile zielona siódemka oznakowana wzorowo, to niebieski szlak to jeden drogowskaz w lewo, a kolejny znaczek na moście na Przemszą, zobaczcie zresztą na zdjęciach :). Zerknąłem na mapę, w głowie myśl - Przemsza po lewej, pod A4, potem w prawo i po lewej woda. No tylko że dojechałem do jakiegoś płotu, udało się podciągnąć na tyle, żeby zobaczyć wodę, no ale co to ma być. Niby jakaś droga była, ale toto zaorany piach a nie droga, zawróciłem pod A4. Zaczynało się ściemniać, ja bez pomysłu gdzie dalej, odpaliłem TrekBuddego, wyjąłem papierową mapę i zacząłem analizować. No i po chwili już wiedziałem, po pierwsze rzeczywiście dookoła zbiornika na mapie jest taka jakby obwódka z kropeczkami. Czyli płot. Po drugie, to wg mapy powinienem mieć Przemszę po lewej, ale też jakąś dróżkę, a ja byłem przy samej wodzie. Czyli rower w garść i na przełaj jakiś szlakiem zwierzyny łownej niczym jeleń. No i kawałek dalej znalazł się i asfalt, i woda, ale miałem już tego wszystkiego dosyć. Po asfalcie popędziłem (i to jest dobre określenie, wcześniej jechałem pod wiatr, z wiatrem jest duuuużo szybciej) do Imielina, stamtąd do Hołdunowa, ul. Murckowską do Wesołej i w lewo na ul. Beskidzką. W Wesołej wesoło już nie było, bo ciemno i chłodno, do tego coraz większy ból kolana, które od niedzieli nieco dokucza. Podjazd przy Bożych Darach na luzaku, bo z wiatrem, podobnie przy Barbarze.

Tak to mnie prognoza pogody wy%&*#ła, piękny poniedziałek, piękna środa, a ja wolne we wtorek. Life is brutal...


Udało mi się uchwycić jedyną słoneczną chwilę


Staw Janina


Jak dobrze nie musieć tkwić w blachosmrodzie


Pochmurny Giszowiec


Extra panorama ze szczytu Mysłowic


Ranny ptaszek


Ścieżka rowerowa wzdłuż A4


Czysta energia - Elektrownia Jaworzno


Niezły hardkorowy zjazd


Szlaki rowerowe Jaworzna


Most nad Przemszą dla twardzieli


Zbliżenie - znak szlaku rowerowego. Morał - na wycieczki bierz linę


Zbiornik w Dziećkowicach. Jak widać.


Tędy mam jechać?


Zbiornik Dziećkowicki


Mikołów by night



Pulsometr pokazał:
Lo: 0:37; In: 2:25; Hi: 1:15; avg: 154; max: 193
Kadencja: 72

IBieruńImielin

Niedziela, 3 października 2010 · Komentarze(2)
Kategoria gps
Wczoraj ekipa z tyskiego Gronia była m.in w Imielinie. Imielin i Chełm Śląski kusił mnie od bardzo dawna - za licealnych czasów dorabiałem sobie jako pomagier w firmie budowlanej i sporo czasu spędziłem w pewnej piwnicy w Chełmie Śląskim :)
O 8 rano temperatura stabilna, 5,6 stopnia, bardzo mgliście, do tego wmordęwind 4 m/s. Czyli rześko :). Do Tychów test najkrótszej drogi, dojazd pod Żyrafę zajął mi 39 minut, ale sporo minut zmarnowane na poprawianie duperelków. Dalej prosto do Bierunia, tam batonik, autoportret i dalej. Myślałem nad żółtym szlakiem do Górek, ale oczywiście gdzieś go zgubiłem, potem szperanie w papierowej mapie (bo android spuchł), ciągle zimno i znikoma widoczność, zaczynałem łapać doła. Po chwili się odnalazłem, potem odnalazł się żółty szlak, natomiast droga, hehe, zerknijcie na zdjęciach. Po oczyszczeniu hamulców patykiem popędziłem dalej wydając odgłosy niczym wóz cyganów, na szczęście to była jedyna taka przygoda dzisiaj.
W Chełmie Śląskim ładnie, czysto i schludnie, do tego zrobiło się pięknie, ale nie marnowałem czasu i popędziłem do Imielina. Patrząc na mapę rozważałem wizytę nad Dziećkowicami, ale w realu jakoś nie było żadnego kierunkowskazu, a już w samym Imielinie zadzwoniła żonka, jak się jedzie. No i pognałem na Hołdunów i Lędziny, na Klimoncie zrobiłem drugi postój, gdzie raczyłem się grejfrutowym Oshem - bardzo dobry (i fajna butelka). Piękna pogoda zaczynała się robić uciążliwa, nie mam doświadczenia w jeździe w niskiej temperaturze, przy 6 stopniach było ciepło, przy 16 było zdecydowanie za ciepło. Zmieniłem buffa na głowie na nieocieplanego, porozpinałem wywietrzniki w softshellu i przez Hamerlę pognałem do domu. W lasach w okolicach Hamerli kryzys, 20km/h w bólach i niechętnie, ale udało się zmotywować, długą prostą na ul. Beskidzkiej z avg ok. 30km/h.
Podjazd przy KWK Murcki - Rejon Boże Dary zrobiłem na ostro, prędkość powyżej 20 km/h, puls stabilny w okolicach 200, max 204. Co jest ciekawe, bo teoretycznie mój max to 191. A jechało się dobrze, bez zadyszki, co ja, 16-latek?
Rano pusto, rowerowy ruch lokalny emerytalno-kościelny, po 11 jednak sporo rowerzystów wykorzystało piękny jesienny ranek.

Pulsometr pokazał:
Lo: 0:06; In: 1:30; Hi: 1:58; avg: 167; max: 204
Kadencja: 78

Wszyscy focą żyrafo-gitarę, focę i ja :)


Rześko


Dupny autoportret na rynku w Będzinie


Wersja Ewci0706 zdecydowanie ładniejsza


Przez dłuższą chwilę myślałem nad zawróceniem


Ale skoro Groniarze się nie poddali, to ja też nie. Przepraszam Romeciku...


Chełm Śląski


Imielin


Widok z Klimontu jest imponującu


Tychy


Fiat


Kościół św. Klemensa


Ziemowit, tam też dzisiaj byłem

Jezioro Rybnickie

Niedziela, 19 września 2010 · Komentarze(11)
Kategoria gps
Od dawna ostrzyłem sobie zęby na Rybnik i Jezioro Rybnickie. W sobotę nie udało się, za to na niedzielę rano dostałem zezwolenie...
Dojazd do żółtego szlaku (nr 2) z Orzesza do Raciborza znałem, przez Łaziska i drogą wzdłuż torów do Orzesza, lasami do Jaśkowic do punktu początkowego dwóch szlaków - mojego, żółtego, i czerwonego, na Górę Ramżę. Pierwsza część trasy to walka z błotem i piachem, trochę zjazdów, ogólnie nieźle. Pierwsze zdziwko to autostrada A1, która znienacka przecięła mi drogę... nie wiem czy ta furteczka to jakiś teleport, nie zdecydowałem się również na pokonywanie jej na przełaj. Rzut oka na TrekBuddego i tragicznie rozoraną "drogą" wzdłuż autostrady w kierunku mostu kolejowego. Dalej nieco po omacku do Czerwionki w poszukiwaniu zaginionego szlaku, chwilę nim, potem dwa prdlne psy, przed którymi dałem dyla, gubiąc znowu szlak. No i znowu po omacku, zresztą ten, co wymyślił rowerową drogę po jakimś żużlu obok torów to powinien dostać nagrodę. Albo za pomysł ścieżki rowerowej po schodach. Dalej szlak się uspokoił, chociaż momentami zamiast prowadzić prosto przez wsiowe uliczki mędrcy wymyślili, żeby było ciekawiej, a z nimi zgodzili się budowlańcy, i trzeba było rower nieść. A to Polska właśnie.
W Rybniku-Kamieniu (jak to się odmienia?) żółty szlak połączył się z niebieskim (nr 281), kawałek pojechałem nim, by skręcić w czarny (nr 30, im. Jana Pawła II), który prowadził nad Jezioro Rybnickie krótszą drogą. Z krótkości tej nie byłem do końca zadowolony, trochę dziwnych zakoli na mapie postanowiłem ściąć. Co oczywiście skończyło się piachem, błotem i pchaniem. Ostatecznie dojechałem do ul.Gliwickiej, z niej zjechałem na ul. Edukacji Narodowej i dojechałem do zagubionego szlaku czarnego, niebieski był w gratisie. Objechałem sobie Jezioro, na zaporze fotka, postój w ośrodku sportów wodnych, gdzie odbywała się jakaś impreza dla dzieciaków, masę maleńkich niebieskich żaglóweczek, szum fal, bardzo przyjemne miejsce na batonika i Osha. Na drugi koniec jeziora (ten bliższy) popędziłem ul.Rudzką, szlak był zbyt urozmaicony, a czas zaczynał gonić.
Początkowo myślałem, że dam radę wjechać do Rybnika, jednak kluczenie po lasach zmarnowało sporo czasu, postanowiłem zatem wrócić szlakiem żółtym. Tutaj drugie poważne zdziwko, do Wielopola droga super, ale w lesie drwale zaszaleli, widać zresztą na zdjęciach. No i znowu piachy i błota, dojazd od jeziora do Kamienia zajął mi prawie 40 minut.
Do autostrady już na szybciora, dalej jednak odechciało mi się już zabaw w leśnego ludka, skręciłem w lewo na szlak niebieski (nr 291) do Dębieńska, skąd drogę przez Ornontowice, Bujaków i Retę Śmiłowicką znam doskonale.

PS.1 Mimo kilku uwag jestem pod wielkim wrażeniem jakości znakowania dróg w Subregionie Zachodnim. Jest jednak światełko w tunelu, wg NOL'a powiat mikołowski dostał 3mln na ścieżki rowerowe. No i czyżby już działali, na drodze wzdłuż torów między Łaziskami a Orzeszem na drzewach namalowano białe tabliczki, wygląda to jak podkład na którym brakuje jedynie rowerka.
PS.2 I jeszcze jedno małe ale, co to ma być, icm coś ostatnio cygani, dziś max miało być 14-15 stopni, i tak też się ubrałem, a tu na powrocie ponad 18, a ja bez niczego lżejszego.
PS.3 A wczoraj to na rowerze nie byłem, byłem za to przetestować kijki do Nordic Walking, fajna sprawa.


Pogromca avg


Magiczne przejście przez autostradę


Wypasione mapki i znakowania


Śląskie klimaty


Widok z zapory, na kokpicie nowy gadżet - pulsometr


Prawie może morze


Z pozdrowieniami od drwali


Stamtąd przyjechałem (he he he)


Ścieżka rowerowa po byku. Dla starych (i młodych) wyg foto-zagadka: gdzie ukryto znak szlaku rowerowego?


Zabytkowe budownictwo w Czerwionce (lub Leszczynach)


Nie jest źle, kółko się jeszcze mieści



Pulsometr pokazał:
Lo: 0:22; In: 2:52; Hi: 1:50; avg: 157; max: 192
Kadencja: 73

Testy pętelki

Czwartek, 16 września 2010 · Komentarze(3)
Kategoria gps, po cimoku, szosa
Po ponad dwumiesięcznej przerwie znowu dosiadłem szosówkę, znowu pod wrażeniem jestem lekkości i zwinności. Przyzwyczaiłem się jednak do luksusu w postaci cywilizowanych manetek i wkurzają mnie manetki na ramie. Słaby avg wynika głównie z jazdy po ciemku (księżyc za chmurami), ale też z niemożności sprawnego redukowanie "biegów".
W ramach utrudniania sobie życia szukam sobie trasy na godzinkę, może półtorej, z wieloma przewyższeniami. Dzisiejsza pętelka z dwukrotnym podjazdem na górę św. Wawrzyńca oraz podjazdami na Sośnią Górę i góreczki łaziskie dały łącznie wg. sportypala 250 metrów podjazdów.
Dziś również dzień testów - sportypal na Androidzie śmiga aż miło, ocieplane długie gacie rowerowe grzeją aż miło, zwłaszcza te części ciała, o które np. Kosma martwić się nie musi ;). No i last but not least, pulsometr. Kupiłem cudo z allegro marki sanitas ze 3 lata temu, trochę używałem i porzuciłem. Ostatnio go odkopałem, wyposażyłem w bateryjki i działa. Morał z pulsometru:
Mój teoretyczny maksymalny puls: 220 - 29 = 191
Na pulsometrze ustawiłem strefę w granicach min = 65%, max = 83%
Dzisiejsza przejażdżka to Lo = 4 min, In = 31 minut, Hi = 56 minut
Max z dzisiejszej wycieczki to 197 (czyli powyżej max?), avg = 168, czyli średnia przekracza górną granicę strefy.
Chyba nie dobrze, ale nie wiem, muszę poczytać...

Mapka i inne dane na sportypalu


Mapka na gpsies, na podstawie pliku gpx obrobionego na gpsvizualizerze

II Zabrzańska Rowerowa Masa Krytyczna

Piątek, 10 września 2010 · Komentarze(15)
Kategoria po cimoku, gps
Wczoraj dowiedziałem się od Sąsiada o II Zabrzańskiej Rowerowej Masie Krytycznej. Trochę guglania, bikeroutetoaster do sprawdzenia ile czasu zajmie dojazd na Plac Wolności w Zabrzu i nieśmiała myśl - może dam radę?
Dziś wyrwałem się z pracy godzinkę wcześniej, około 17 wyjeżdżałem z Mikołowa. Na start miałem nieco ponad 20 km, do tego znałem tylko połowę trasy. Objedzony michą makaronu z grzybami miałem jednak niezłe tempo, mimo drobnego błądzenia w Rudzie Śląskiej do celu dotarłem z avg bliskim 27km/h, a ponad połowa drogi to leśne ścieżki a pod koniec zatłoczona ul. 1 Maja.
Już w Zabrzu nie wiedziałem gdzie mam jechać, stojąc na światłach zapytałem rowerzystę z dzieciakiem w foteliku gdzie na Masę Krytyczną, odkrzyknął - jedź za nami. Na miejscu Sąsiad i większość ekipy Huragana, chwila na pstrykanie fotek, rozdawanie ulotek itd i startujemy. Organizator uprzedza - mamy uważać na Policję, mogą chcieć wlepiać mandaty, dojeżdżając do czerwonych świateł mamy się zatrzymywać, ale jeżeli Masa wjedzie już na skrzyżowanie, to nawet kiedy światła zmienią się na czerwone - mamy jechać. No i jedziemy, tempo ślimacze, ok 10km/h, na szczęście huraganowe chłopaki mają tyle fascynujących opowieści, że czas się nie dłuży. Gdzieś po drodze mija nas djk71, niestety w blachosmrodzie, nie każdemu było dane wyrwać się z pracy :(. Jedziemy sobie powolutku, Policja jednak stanęła na wysokości zadania, blokują dla nas skrzyżowania i pilnują ruchu. Przechodnie robią nam fotki, jest jak na paradzie. Dojeżdżamy na metę - pl. Wolności, gdzie zastajemy bufet - przepyszne banany.
Huraganowcy są w większości z Zabrza, ale nasze drogi się częściowo pokrywają, ruszamy zatem silną ekipą przez ul. 1 Maja. Chłopaki z Huragana - to może być dla czytelników mylące, myślę że dla wielu z nich mógłbym być synem, a dla części - wnukiem... a zasuwają tak, że trzeba ostro kręcić, żeby nie zostać w tyle. Po drodze koledzy wykruszają się, aż zostajemy sami z Sąsiadem, do domu wracamy przez Makoszowy, Przyszowice, kawałek dalej w stronę Chudowa oglądamy zalaną drogę do gospodarstwa i pędzimy dalej, pod zamek. Tam krótka sesja zdjęciowa i przez Chudów, Paniowy, Rusinów i Retę do domu. Pod koniec zaczęło lekko mżyć, na szczęście prawdziwy deszcz nas nie złapał.
To była moja pierwsza Masa Krytyczna, bardzo fajne doświadczenie, z pewnością będę chciał się wybrać na kolejne, myślę też o Katowickiej i Tyskiej Masie.
Jazda w grupie to coś do czego nie jestem przyzwyczajony. Dzięki za huraganowe zaproszenie na niedzielne kręcenie, może uda się następnym razem? Chociaż mam wątpliwości, czy nie jestem czasem za młody, za słaby na takie wycieczki.
Tutaj po raz kolejny pojawia się moja wątpliwość. Normalnie napisałbym, że jeżdżę jak baba, albo jak dziadek. No tylko, że nie jeżdżę jak baba, choć bym chciał (i nie mówię to o Maji), no i jak widzę, nie jeżdżę jak dziadek, choć jak będę dużo ćwiczył, to może za te 20-30 lat nabiorę kondycji...
Dzięki Sąsiedzie za super wyjazd, jednak - w kupie raźniej :)


Huraganowe Chłopaki przed


I po

Po metry

Wtorek, 7 września 2010 · Komentarze(9)
Kategoria gps, po cimoku
Dziś jak zwykle nieoczekiwanie na rower wsiadłem o 18.40, przed wyjazdem szybki rzut oka na mapę Powiatu Mikołowskiego i decyzja - przejadę się pieszym niebieskim "Szlakiem Obrońców Polskiej Granicy". Ponieważ z braku czasu wycieczka miała być krótka, postanowiłem też poszukać podjazdów. Zacząłem od ul. Rybickiego na przeciwko starego basenu, za bajtla ta górka pozostawała poza zasięgiem, teraz - jest może i stroma, zwłaszcza pod koniec, ale króciutka :). Potem Starą Drogą do Łazisk Dolnych, pod pomnik, do Średnich i obok Stawu Barcz do Zawiści. W lesie całkiem ciemno, podjazd na górę Św. Wawrzyńca trochę straszny, bocialarka dobrze świeci do przodu, ale na boki już gorzej, ciężko się wypatrywało oznaczeń niebieskiego szlaku. Z góry zjechałem ul. Myśliwską do Bujakowa, a stamtąd na oświetlony na różowo Zamek w Chudowie. Popstrykałem parę fotek, zjadłem batonika i wróciłem do Bujakowa, bo chcąc sobie popodjeżdżać musiałem zdobyć Sośnią Górę. Jakoś mam wrażenie że po ciemku lepiej mi się zdobywa górki, nie myślę o tym, że jeszcze daleko, bo i tak nie widzę, więc - pedałuję i już. Powrót klasycznie ul. Łączną i Retą Śmiłowicką, górkę na ul. Konopnickiej zrobiłem z prędkością powyżej 20km/h.
Problemem jest temperatura, wycieczkę kończyłem mając na sobie termiczną koszulkę z długim rękawem, na to rowerowa też z długim, na to wiatrówka oczojebna a na to bezrękawnik z Lidla, 100% folia :). No i na podjazdach za ciepło, a na zjazdach wieje, a temperatura 10 stopni. Co to będzie w grudniu?


Różowy??


No i wyszło mi tylko 344m podjazdów :(, kadencja 79

Na Górę Klimont przez Wzgórze Wandy

Sobota, 4 września 2010 · Komentarze(0)
Kategoria gps
Dziś po południu planowaliśmy wybrać się na XI Rekreacyjny Rajd Rowerowy w Katowicach. Prognoza pogody jednak nieubłaganie ostrzegała przed popołudniowymi deszczami, do tego 15 stopni i zakatarzona Julka w foteliku. Więc zamiast wspólnego rodzinnego wypadu pozostała mi samotna przejażdżka. Myślałem co prawda o Rajdzie Obrońcami Granic Śląska, ale nigdzie nie znalazłem jakiegoś planu.
Jako cel wycieczki wybrałem sobie Górę Klimont w Lędzinach, parę lat temu Terrago złożył mi ofertę wspólnej z johanbikerem wyprawy, wtedy bałem się o kondycję i ostatecznie nie pojechałem. W tym roku czuję się rozjeżdżony, więc postanowiłem nieco urozmaicić trasę.
Przez Podlesie popędziłem do Kostuchny, by tam z ulicy Szarych Szeregów wjechać na szlak rowerowy, którym ostatecznie dojechałem do Stawu Janina, ten fragment trasy znam z poprzednich wypadów. Następnie wjechałem na Trasę Rowerową nr 101 (czarną), którą pojechałem do Murcek. Oznaczenia dobre, ale niestety przejazd przez Kołodzieja i Bielską nie, więc osoby, które nie wiedzą gdzie szlak prowadzi mogą mieć problemy. Ja wspomagany TrekBuddym oraz papierowymi mapami trasę znalazłem po to, by po chwili z rozmysłem z niej zjechać, a może raczej wjechać na Wzgórze Wandy. Mini podjazd, na szczycie wysoka wieża (ponoć "leśnika"), zarośnięte lasami więc widoków brak. Ze wzgórza zjechałem w kierunku Siągarni całkiem niezłym leśnym zjazdem, miejscami błotniście i ślisko.
O kolejnym etapie wycieczki, Siągarni, poczytałem sobie wcześniej, m.in. tutaj. Być może to kwestia nastawienia, ale rzeczywiście miejsce mroczne, wysokie stare drzewa, za płotami duże, straszliwie ujadające wyliniałe owczarki, nieco dalej kilka kóz. Dziko, mroczno, pojechałem dalej by po chwili wrócić na trasę 101, którą dojechałem do kolejnego punktu - Hamerli. Tutaj, mimo, że też głęboki las, jakoś znacznie przyjemniej, przyjaźniej. Początkowo planowałem zrobić pętelkę i wjechać sobie na Kamienną Górę, ale że wyjeżdżałem znacznie później niż planowałem zostawiłem sobie to na kiedy indziej.
Ciągle 101 dotarłem do Lędzin gdzie cyknełem sobie autoportret, zmieniłem trasę na rowerowy szlak czerwony i pojechałem na Górę Klimont. Podjazd mini, na szczycie piękny Kościół św. Klemensa. Mimo kiepskiej pogody, pochmurno i ogólnie słaba widoczność, jestem pod wielkim wrażeniem widoków. W przyszłości koniecznie będę musiał przyjechać z lornetką albo lunetą, przy dobrej widoczności można ponoć zobaczyć nawet Stację na Łomnicy w Tatrach.
Czerwonym szlakiem rowerowym pojechałem dalej do Bierunia, tam ul. Oświęcimską wzdłuż zakładów Fiata - imponujące wrażenie, całkiem spora ta fabryka. W Tychach wjechałem na szlak rowerowy, który terenami przemysłowymi zaprowadził mnie na Sikorskiego, a dalej do al. Bielskiej. Drogi rowerowe w Tychach są, i to jest duży plus, niestety często są to "zabytki po PRL'u", dla mnie najbardziej uciążliwe było ciągłe wjeżdżania na krawężniki, może i niskie, ale jednak. No i sam przejazd przez miasto zajmuje sporo czasu, co chwila światła, albo ronda, albo piesi...
Od Żwakowa standardowo, przy Jeziorze Wicie zrobiłem postój na próby fotek do HDR. Nic z tego nie wyszło z dwóch powodów - zapomniałem statywu, i mimo, że fotki robione z ręki bracketingiem wyglądały ok, to w domu już nie, a po drugie, na jeziorze pływały łabędzie, i na zdjęciach wyglądają jak duchy. Muszę też znaleźć jakiś dobry, najlepiej darmowy, program do HDR.

Dzisiejszy wypad to również jazda próbna, testowałem nowy czujnik kadencji i kask. Czujnik działa, średnia kadencja 78, nie znam się na tym ale chyba trochę nisko, przy normalnej jeździe mam około 85, przy podjazdach dochodzę do 100. Kask też spoko, nie czułem że go mam :)


Wieża na Wzgórzu Wandy


Zbiornik wodny obok Hamerli


Żółte bryle, seksi pasek, obcisłe gatki...


Jezioro Wicie

Sierpniowy tysiak

Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 · Komentarze(4)
Kategoria gps, po cimoku
Weekend rodzinno-nierowerowy, dziś od rana odświeżałem ICM'a w poszukiwaniu pogody. Prognoza zdecydowanie niekorzystna - w poniedziałek ogólnie deszczowo, przejaśnienia między 18 a 21. Wtorek - cały dzień deszcz, momentami może nawet ulewny. Plan - dokręcić niecałe 50km.
Wyrozumiała żonka puściła mnie wcześnie, chwilę po 18 wyruszałem. Standardową asfaltową pętelkę do Przyszowic nieco zmodyfikowałem - do Bujakowa dojechałem ul. Myśliwską z Góry Św. Wawrzyńca - bardzo ładna malownicza droga. Na powrocie dojeżdżając do Bujakowa rozpadało się, niby nie mocno, ale po ciemku deszcz jest dla mnie bardzo uciążliwy. Bez okularów się nie da, bo leje w oczy, w okularach nie lepiej, bo mokre i parują, światła samochodów z naprzeciwka oślepiają, a wycieraczek nie ma. W Chudowie avg prawie 27km/h, dalej niestety spadek właśnie ze względu na słabą widoczność, pod koniec jechałem około 20km/h wypatrując dziur pod kałużami. Średnia przyjemność, ale jeżeli chcę pojeździć jesienią to muszę się chyba do tego przyzwyczaić.

Podsumowując, sierpień jak dla mnie bombowy, udało się wykręcić 1000km, wiem, twardziele jak Wilk robią 1008 km w mniej niż 72h, jako młody tata jestem jednak bardzo dumny z tego wyniku. W ramach urlopu wakacyjnego 2010 zrobiłem 970 km, niewiele brakło do tysiaka, a zaledwie dwa miesiące wcześniej, w czerwcu, cieszyłem się przekroczoną 500-tką, myśląc, że takiego wyniku długo nie pobiję.

Plany na najbliższą przyszłość - w sobotę 4 czerwca w Katowicach odbędzie się XI Rekreacyjny Rajd Rowerowy, jeżeli pogoda pozwoli to postaram się wybrać z moimi dziewczynami. W zeszłym roku Julka była zbyt mała, i około 40km to było zdecydowanie zbyt wiele. W tym roku myślę, że damy radę.
Drugi pomysł, to nocny rajd do Gliwic, główną drogą, dobrze oświetlony, w oczojebnej kurteczce, na rynku Karmi, albo i nie, i z powrotem. Zobaczymy...

Jezioro Goczałkowickie

Czwartek, 26 sierpnia 2010 · Komentarze(4)
Kategoria gps
Dziś wielce nieoczekiwanie udało mi się wybrać na rower o godzinie 12. Tak, tej w południe, kiedy świeci słońce i nie trzeba latarki. Szok.
Mając więcej czasu niż zwykle postanowiłem wybrać się do Pszczyny. Standardowo przez Wyry i Żwaków pod Pałacyk w Promnicach, stamtąd znam fajną drogę - czerwony szlak pieszy przez Lasy Kobiórskie. Niestety, trochę się pozmieniało od kiedy byłem tu ostatni raz. Po pierwsze, nie można już przejść przez Beskidzką, na środku jest barierka. Nie jest to jednak coś, co mogłoby mnie pokonać, przeniosłem rower górą. Większy problem niestety trafił się kawałek dalej. Most na drodze którą planowałem jechać w kierunku Pszczyny jest w remoncie. Na oko nie wygląda, żeby ostro tam pracowano, tak czy siak, z rowerem nie odważyłem się tamtędy przejść. Musiałem zawrócić do Beskidziej, i wzdłuż niej, po nasypie, mając po prawej barierki a po lewej stromiznę i pokrzywy, wlec rower. Masakra. Kiedy udało mi się dotrzeć na poprzeczną drogę okazało się, że tamtędy właśnie prowadzi Plessówka, i skręca w prawo mając feralny most za sobą. Pokonanie tego kawalątka zajęło mi dobry kwadrans.
Do Pszczyny dalej już bez problemów, gigantyczne korki dla rowerzysty to nie problem, w Parku i pod Zamkiem puściutko. Na Rynku i w okolicach pokręciłem trochę w poszukiwaniu kebabów, niestety znalazłem tylko jedną budkę i trochę się zawiodłem. Na szczęście kebab i pół litra coli dało mi siły na resztę wycieczki.
Dalsze moje plany były mgliste. Ostatecznie postanowiłem odwiedzić w końcu Jezioro Goczałkowickie, nad którym jeszcze nie byłem. Pojechałem Wiślańską Trasą Rowerową, która na odcinku między Pszczyną a Goczałkowicami jest poprowadzona fatalną drogą. Bardzo zniszczony asfalt, olbrzymie drzewa na poboczu na wąskiej drodze o dużym natężeniu ruchu to nie to co lubię. Kawałek przed Zaporą spotkałem rowerzystę pytającego o drogę, tej nie znałem ale wg mapy prosto co też wyjaśniłem. No i rzeczywiście, przyjemny zjazd i zapora nad Jeziorem Goczałkowickim, które swoim ogromem wielce mnie zafascynowało. Całą drogę walczyłem z silnym, dochodzącym do 30km/h wiatrem, ale na zaporze powodował on taki szum fal, że czułem się jak nad morzem....
Czas jednak nie jest z gumy a do tego nie miałem należycie zaplanowanej trasy powrotnej. Nie zabrałem Trekbuddego, musiałem zatem posiłkować się papierową mapą "setką", do tego aż do Wisły Wielkiej jechałem pod wiatr. Tam na szczęście skręciłem w kierunku Suszca, czyli ogólnie na północ, i wmordęwind nagle zamilkł, pędziło się w ciszy i spokoju, tylko na liczniku jakoś łatwo te 35 się pokazywało... Aż do Królówki częste postoje i analizy którędy jechać, dalej już drogę znałem. W Łaziskach udało się w końcu dopaść otwarty sklepik, od dobrych 15 km miałem puste bidony i sucho w gardle. Końcowe podjazdy w Łaziskach z wiatrem w plecy zrobiłem bez problemów.

Piękne lasy kobiórskie


Feralny most w okolicach Kobióra


Tak wyglądała moja droga skarpą


Ciekawa dzwonnica


Jest i Pałac


Urokliwe pszczyńskie uliczki


Jak morze


Wszechobecne góry


Jezioro Łąka


Lokalne industrialne widoczki