Z Julonem

Sobota, 5 czerwca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria najeźdźca
Po południu, zgodnie z umową, spacer z Julonem, do wujostwa. Myślałem, że na nóżkach, ale 2.5 km to jest z 1.5 godziny w Julkowym tempie, więc - rower.
Utwierdziłem się w przekonaniu, że kolarskie szorty rowerowe to sobie można wsadzić, nic nie zastąpi obcisłej lajkry :)



Spotkanie z K

Sobota, 5 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria faasta, gps, szosa
Postanowiłem w końcu sprawdzić, gdzie to mieszka kolega K.
Z Sośniej Góry ponad 58 km/h, potem przez Ornontowice i Dębieńsko do Czerwionki-Leszczyn. Jak się okazało, kolega sam nie wie, czy mieszka w a. Czerwionce, b. Leszczynach czy c. Czerwionce-Leszczynach. Zerknąwszy na mapę zauważyłem ul. Powstańców, ale w Stanowicach, myślałem, że to tam, ale nie, powstańcy popularni są też w Leszczynach. Wspólnie ujechaliśmy może ze 2km, kiedy po kolegę zadzwoniła jego lepsza połowa. Dalej więc samotnie do Stanowic, dalej Bełk i Palowice. Mając jeszcze sporo pary w nogach popędziłem do Woszczyc, szkoda, że para została skutecznie wystudzona przez wmordęwind. Z Woszczyc przez Zgoń na Gostyń, gdzie w ulubionym sklepię zanabyłem Granda jagodowego w polewie białej, oraz napój. Do domu wróciłem przez Łaziska, w Dolnych pod górkę byłem bliski pchania, ale dałem radę.
Fotki nędzne, coś mi ostatnio nieostre wychodzą, zresztą spieszyłem się więc tylko 3.


Plebania w Ornontowiach


Dziwne cosie w okolicach Czerwionki lub Leszczyn


Kościół pw. św. Jacka w Stanowicach

Halsowanie do Chudowa

Piątek, 4 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria gps, zwiad
Rano spacerozakupy z Julonem (trzy i pół godziny), po południu na rower.
Od rana wiało jak cholera, nie miałem zamiaru wracać do domu pod wiatr, więc wybrałem kierunek Chudów. Najpierw do Śmiłowic, gdzie chciałem sprawdzić, czy można jakoś przedostać się przez Rusinów na ulicę Mokierską (normalnie jeżdżę ul. Łączną, nadkładając parę km, albo przez centrum Mikołowa i ul. Rybnicką, czego nie lubię). Jak się okazało można, jednak przejście obok "punktu czerpania wody" (czy co to tam jest) przy Rusinowie jest nieco karkołomne. Dalej do Paniów, mimo że pod silny wiatr bardzo przyjemnie się jechało, więc pognałem tak aż do Chudowa. Stamtąd zbadałem zielony szlak w stronę Borowej Wsi (ul. Leśną, wyjazd na Gliwicką na przeciwko Starej Karczmy) i dalej zielonym szlakiem w stronę Mikołowa.
Niby z wiatrem, ale słabym bo w lesie tak nie wieje, do tego mokro, co chwila kałuże takie, że czepek kąpielowy byłby wskazany a nie kachol. W Starej Kuźni chciałem odbić w lewo w stronę Panewnik, niestety, jak widać na zdjęciu, bez pontonu nie da rady.
Z zielonego szlaku myślałem, że odbiję w lewo w Dolinę Jamny, ale jak widać na zdjęciu, bez tyczki nie da rady.


W tle Elektrownia Halemba


Na pierwszym planie - krowy, sztuk 4, w tle Elektrownia Halemba


"Kałuża"


Stara Kuźnia


Dolina Jamny

Chudów na szybko

Niedziela, 30 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria gps, szosa
Profesor zaniemógł, dziewczęta poszły na Mszę dziecięcą, a ja - na szybciora do Chudowa.
Sporo rowerzystów, parę razy minimalna mżawka i upierdliwy wiatr. W plecy wiał miedzy Bujakowem i Chudowem, piękna prędkość powyżej 40 km/h, ale powrót z Chudowa przez Paniowy i Mokre to wmordęwind. Z Sośniej Góry 60 km/h, a jak się okazało, z tyłu nie miałem najmniejszej zębatki - jest szansa na poprawę.



PS. A po południu pierwsze rowerowanie mojego dwulatka :)

Wolny piątek

Piątek, 28 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria gps, szosa
Julka ma dziś swoje 2 urodziny, wziąłem sobie wolne. Dziewczyny poszły rano do MBP Mikołów na imprezę dla dzieciaczków, ja natomiast...
Szosówka, minimalny zestaw "gratów", mapa złożona na pół w foliowym woreczku na plecach - i rura.
Przez Retę Śmiłowicką do Mokrego, potem przez Bujaków do Ornontowic. W Ornontowicach, jak i zresztą w kolejnych miejscowościach, byłem świadomie po raz pierwszy. Od żonki dostałem mapę Powiatu Mikołowskiego, dostępną online i początkowo myślałem, że sobie pojeżdżę po Ornontowickich szlakach rowerowych, szybko jednak zrezygnowałem, bo są to jakieś polne ścieżyny. Z Ornontowic do Gierałtowic a potem do Przyszowic, gdzie odkryłem Pałac Raczków. Dalej ul. Topolową do Chudowa, po drodze ślady podtopień i worki z piaskiem. Na Zamku w Chudowie chwila przerwy, zimne Karmi, Bambino na patyku, sielanka. Do domu znaną mi trasą przez Paniowy i Mokre.
Jazda na szosówce daje mi niesamowitą radość, uczucie lekkości i szybkości.


Urząd Gminy w Gierałtowicach


Pałac Raczków w Przyszowicach


Zamek w Chudowie


Kościół św. Apostołów Piotra i Pawła w Paniowach


Prezent dla Juleczki (ale cicho sza, jeszcze o nim nie wie)

Wolna majowa sobota

Sobota, 22 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria zwiad, gps
Wolna sobota, do tego słoneczna, cud nad cudami. Postanowiłem go wykorzystać, wybrałem się przez Ligotę Akademiki do Parku Kościuszki. Pierwszy przystanek zrobiłem sobie przy Grocie Lourdzkiej przy Bazylice w Panewnikach, gdzie trwały przygotowania do czegoś zwanego "świętem Kwitnących Głogów". Po drodze mijałem Brynów, droga zamknięta, pompowanie...
Z Parku Kościuszki planowałem wyskoczyć na 3 Stawy, muszę rozpracować jakąś lepszą drogę bo jeżdżę tak jak autem, przez Ceglaną, spory ruch którego nie lubię. Na 3 Stawach masę ludzi cieszących się pięknym słońcem, na głównej "drodze" zamkniętej oczywiście dla samochodów wytyczono pasy dla ruchu rowerzystów i rolkarzy. Tych ostatnich tłumy, m.in. ścigałem się z jednym panem na oko 50-letnim, udało mi się go wyprzedzić kiedy licznik przekroczył 37 km/h.
Początkowo myślałem, że na 3 Stawach zakończę wycieczkę i wrócę do domu, ale było tak fajnie, że postanowiłem przedłużyć nieco trasę.
Pojechałem do końca 3 Stawów z myślą, żeby zbadać gdzież to ostatnio się pogubiłem. Przejechałem pod Aleją Murckowską, i zauważyłem ścieżkę rowerową prowadzącą w las, obok drogowskaz "Porcelana Śląska". Jadąc żółtą trasą rowerową nie znalazłem co prawda żadnej porcelany, za to zgubiłem szlak :). Oznakowanie typowo polskie, to znaczy dupiate, dotarłem do kilku leśnych skrzyżowań, i zero drogowskazów. Trochę na czuja, trochę wspierany nawigacją, ostatecznie mając koniec języka za przewodnika dotarłem nad Staw Upadowy, gdzie poza masą wędkarzy spotkałem rodzinkę łabędzi.
Dalej żółtym, tym razem dobrze oznaczonym, szlakiem dotarłem pod Szyb Wilson, okolice już mi znane. Stamtąd do Nikiszowca, ładnie, ale mieszkańcy (tzw. autochtoni) nie wyglądają zbyt przyjaźnie. W kierunku Giszowca udałem się nieznanym mi szlakiem niebieskim rowerowym. Po dotarciu nad Bolinę trasa stała się znajoma, tylko że nagle piękny słoneczny dzień gdzieś znikł, zastąpiony granatowymi chmurami i odległymi grzmotami. Walcząc z porywistym wiatrem dotarłem do Giszowca, skąd popędziłem w stronę Ochojca czarnym szlakiem rowerowym. Po drodze zaczęło padać, ale - i tak nie miałem żadnego wyboru. Z Ochojca do Piotrowic prowadzi prawdziwie europejska droga rowerowa, biegnąca bokiem głównej drogi. Szkoda tylko, że polscy kierowcy nie dorośli do takich luksusów, i chcąc się włączyć do ruchu i wjechać na główną drogę zatrzymują się tuż przed nią - czyli na ścieżce rowerowej....
Z Piotrowic niebieską rowerową na Akademiki, stamtąd coraz już słabszy z braku wody (zabrałem tylko bidon 0.5l) w stronę domu. Na Kamionce słyszałem sygnał auta sprzedającego lody (Family Frost, tak to się chyba nazywało), ale niestety nie udało mi się go znaleźć.
Szkoda tylko, że nie wiem kiedy po raz kolejny uda mi się wyrwać na rower...

Zdjęcia robiłem do Nikiszowca, potem chmury i deszcz wymusiły pośpiech.








Mapka z trasy i trochę statystyk dostępne na Sportypalu

Pana

Czwartek, 13 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria szosa
Co za pogoda, do tego moja droga Mać jak zwykle potrafi pocieszyć, ponoć po wybuchu wulkanu deszczowa aura potrafi trwać kilka lat (ale TV kłamie, więc jestem dobrej myśli).
Julka o 18.30 wykąpana, bunt 2latka na szczęście ją również męczy :)
O 19 wyjechałem z domu, Retą Śmiłowicką i Łączną do Mokrego, dalej przez Sośnią Górę do Bujakowa, a potem Chudów, Gliwice, Wrocław..... wróć. W Bujakowie złapałem gumę, na szczęście wożę ze sobą dętkę. Na nieszczęście pompkę pożyczyłem koledze :(
Na szczęście na Tatę mogę liczyć, więc zabrał mnie do domu (nie pierwszy, a i pewnie nie ostatni raz).
Jak wspaniale i lekko pędzi się na szosówce...

Żorskie kałuże

Niedziela, 2 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria w towarzystwie
Kolejna próba wspólnego wyjazdu z Żor nad Jezioro Goczałkowickie, niestety - znów pogoda nie dopisała, Krystek zmiękł od deszczu. Dojeżdżając autem do Żor w mega ulewie byłem sceptyczny, ale w trakcie popijania pysznej kawki deszcz przestał padać. Kawka była na tyle pyszna, że zrobiło się późno, więc okroiliśmy wspólne plany do godzinnej przejażdżki. Marcin poprowadził mnie "swoją" trasą do Szoszowa, potem przez Las Baraniok nad Staw Gaganiec a potem nad Jezioro Śmieszek. Powrót ul. Wolności a następnie przez Rynek i ul. Osińską. Ogólnie - błoto i kałuże, 2 godziny czyściłem rower, ale było super.

Majowo szosowo deszczowo

Sobota, 1 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria szosa
Piękne plany na rowerowy wypad z kolegami do Strumienia i nad Jezioro Goczałkowickie zmył deszcz, ale roweromania jest silna...
Postanowiłem przetestować nieużywaną od kilku lat kolażówkę, oldschoolowy Giant Speeder z manetkami na ramie spisał się znakomicie. Kuboj, zwany również lemondką, odkręciłem i zostawiłem u bracika, ponieważ ewidentnie przeszkadzał mi w jeździe zajmując jedyną "płaską" część kierownicy, do tego na polskich dziurawych drogach czuję się niepewnie nie mając hamulca gdzieś pod ręką. Manetki też fajnie byłoby mieć "pod ręką", ale niestety koszt klamkomanetek i niezbędnego osprzętu to dobrych parę stów...
Wszystkie te mankamenty jednak giną marnie w porównaniu do lekkości, zwinności i szybkości z jaką się jeździ na szosówce, sama radość. Przypomniały mi się holenderskie czasy, gdzie ujeżdzałem właśnie ten rower, też bardzo często w deszczu...

I wyjazd z Julką 2010

Piątek, 30 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Kategoria najeźdźca
Dziś po raz pierwszy, dzięki świetnej pogodzie, wybrałem się z Julką na rower. Pojechałem "do dzika" na Kamionce z myśą, że podobnie jak w zeszłym roku, po paru km znudzi się córuchnie rowerowanie, ale o dziwo nie. Na pytanie, czy chce jechać dalej czy wracamy do mamy, odpowiadała po swojemu, że dalej (czyli, pokazywała ręką do przodu, mówiła "mami nje" oraz klepała ręką w siodełko mówiąc "tati tu"). Pognaliśmy zatem w tempie około 15 km/h w stronę Ligoty, z myślą, że jak się znudzi, to mogę na Stargańcu w piachu poszaleć, ale nie. Dojechaliśmy na Ligotę Akademiki, a tam jest pare placów zabaw. Więc, w kolejności, huśtanie, wspinanie się na górkę, wspinanie się na zjeżdżalnie (długo, do tego wielki szacun, że taki mały brzdąc na taką wielką drabinę samodzielnie potrafi), huśtanie (juś juś), zjeżdżalnia.... Ostatecznie udało się córuchnę przekonać, że czas do domu, w drodze powrotnej zaliczyliśmy pierwsze sikanie "niedonocnika" (Juleczko, a potrafiłabyś obsikać tą trawkę?) oraz rodzinę koników (tata konik, mama konik, dziadzia konik oraz dwa dzidzi koniki).
Pod koniec zaczynało się szkrabikowi robić smutno (maaaamiiii), ale idea samodzielnego picia z bidonu ukoiła wszelkie smutki.
Ogólnie - wyjazd bardzo udany, pierwszy raz na rowerze z córą i od razu 20 km. Jest zatem duża szansa na wypady np. na Paprocany albo na Przystań. Super :)